Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/60

Ta strona została skorygowana.

sła, jakaś myśl żywo go kolnęła i skierował się nagle z uszanowaniem dobrze odcechowanem ku matce swej żony, która, jak na tronie siedząc w swym fotelu, zażywała białemi paluszkami tabakę ze złotej kameryzowanej, z portretem nieboszczyka męża (w stroju szambelańskim dworu austrjackiego) tabakiereczki. Trzeba było widzieć Zygmunta-Augusta, jak się zniżył, jak spłaszczył, jak rzewnie uśmiechnął, całując jej rączkę, podaną sobie dosyć niechętnie. Dostrzegł był bowiem już przy powitaniu złego humoru matki, skierowanego ku sobie, a teraz postanowił się przekonać, czy to było tylko skutkiem znużenia, zmęczenia, głodu, spazmu chwilowym kaprysem lub opierało się na trwalszych jakichś pobudkach. Zachmurzenie dość widoczne, nawet wobec sta osób trwające, utwierdzało go w domysłach, że hrabina z czemś przyjechać musiała. Jakoż po przyklęknieniu, po czułych komplementach mamie dobrodziejce, załamaniu rąk patetycznem i odegraniu pantomimy wyrazistej dla salonu, na co wszystko uśmiechem tylko zimnym i kwaskowatym odpowiedziała hrabina Czeremowa, — Dendera, widząc, że nie wymoże pochlebstwy ani słówka milszego, odszedł z pociechą, że scenę dla parteru odegrał wybornie, ale w duchu zgryziony i przeklinając nieznośną babę.
Od matki pobiegł do żony z atencją młodego małżonka, z nadskakiwaniem zakochanego, chcąc pokazać światu, jak swego anioła kochał. Tu żona mu nie uchybiła: jej uśmiech, wdzięczne podanie ręki, wejrzenie słodkie, wszystko patrzących upewnić mogło, że najwspanialsza harmonja panowała między małżeństwem, któremu dotąd przyświecał jeszcze księżyc miodowy.
Od żony, przechadzając się po salonie, dostał się hrabia do syna, powtórzyć z nim zwykłą scenę o reformach socjalnych. Zastał Sylwana w zapale dowodzącego, że przyszłe pokolenie musi się zamknąć w falansterach (nic mniej) i że jajami jednego falansteru, wedle rachunku Fouriera, zapłaci dług Anglji