Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom I.djvu/133

Ta strona została uwierzytelniona.

a wszyscy zgadzać się zdawali, zaraz od furty wysłano księdza Mieleckiego, a że ten po polsku tylko i po łacinie mówił, dodano mu znowu xiędza Jaraczewskiego i wyprawiono ich do opuszczonych budynków nowicjatu przy kościołku S. Barbary, które zajął był Wrzeszczewic.
Z daleka widać było gotowość żołnierza szwedzkiego i ruch w taborze, Wejhard siedział na koniu, Kaliński zwijał się koło niego, zdawali się cóś mieć do spełnienia, i krzątali się jakby zaraz szturmem zająć chcieli Jasną-Górę. Przeor z panem Zamojskim, ślachtą i kilką ojcami wpatrywali się z wierzchołka bramy w stronę kościołka, widzieli jak mnisi przyszli ku wodzowi, jak chwilę krótką pomówił z niemi, rękę podniósł do góry, spiął konia, zakomenderował żołnierzem, i dwaj zakonnicy spiesznie nazad ku twierdzy wracać poczęli.
Jednoczasowie prawie gęsty dym wzniosł się od budowli kościołek otaczających i widocznie podpalonych. Był to krok zaczepny, nieprzyjacielski, i ledwie furta zamknęła się za posłami, działa z murów na znak dany przez przeora, pobłogosławione jego ręką, dały ognia do Szwedów.
Żywo poczęli uchodzić najezdnicy drogą ku