Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Morituri.djvu/226

Ta strona została skorygowana.

wtrącił generał. — A że mu dam pieprzu i odprawie, jak zasłużył, za to ci ręczę.
— Ale nie, nadtoby było honoru dla niego — przerwał szambelan. — Dość będzie, ażeby z kancelarji mojej wystosowano kilka słów do hrabiego, nie wdając się z nim w żadne rozprawy.
— I tak dobrze! mógłby też napisać książę Robert.
— Rozumiałby, żeśmy nadto jego głupstwo uczuli; niech sekretarz mu odpisze... i dosyć.
Stanęło na tem, chociaż w istocie można było odpowiedzieć tylko milczeniem.
Wzburzenie, jakie list wywołał, wkońcu łagodnemi słowy biskupa i perswazjami generała ukołysać się jakoś dało; szambelan się uspokoił, ślady wszakże gniewu i przebytego rozdrażnienia pozostały na jego zdrowiu. Nie miał siły wyjść tego dnia do stołu i z księdzem biskupem obiadował u siebie, nie mogąc prawie nic jeść, siedząc ponury i zamyślony. Zaraz po obiedzie nadeszła księżniczka Stella, niespokojna o ojca, i widok jej skuteczniej nad wszystko wpłynął na ukojenie starca, który córki trwożyć ani zasmucać nie chciał. Zmusił się do dobrego humoru, aby jej nie dać poznać, że cierpiał, zaręczył nawet, że zapewne wyjść będzie mógł wieczorem na herbatę i że lekkie niezdrowie pochodzić musiało z zaziębienia na przechadzce. Cały jednak dwór wiedział, oprócz księżniczki Stelli, o nadzwyczajnym wypadku.

Jak wszyscy ludzie słabego charakteru, a żywej fantazji, czcigodny Gozdawa-Gozdowski, długo żyjąc złudzeniami, gdy nagle się z nich ocknąć musiał, przeraził się i począł zrozpaczony szukać środków najdziwaczniejszych, dla okazania, że potrafi coś przecie. Lękał się nadewszystko, aby jemu nie przypisywano upadku, a w duchu sam czuł, że bezczynność i lekkomyślność jego wiele się doń przyłożyć mogły.
Stosując się do zdania przyjętego, natychmiast wy-