Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostatni z Siekierzyńskich.djvu/168

Ta strona została uwierzytelniona.

Napad, gwałt, intymidacyjne środki użyte przez Wichułów bardzo mu były na rękę i proces się zaraz rozwinął. Z wielką zręcznością zakreślone były pretensje Siekierzyńskiego do Wichułów detentorów Siekierzynka: między innemi figurował w nich i dom mieszkalny zwalony w znacznej sumie i pobierane przychody, tak, że finalnie okazywało się, że odbierając Siekierzynek, pan Tadeusz miałby jeszcze do poszukiwania jakie 30.000 złotych na Wichułach, nie licząc prawnych grzywien i opłat.
Nie dowiedzieli się Wichułowie o sprawie, aż już dekret wisiał nad nimi, pozwy im kładziono, głowy potracili, nie stawili się i nie umocowali nikogo, tak że w pierwszej instancji zapadł wyrok pod niestanność obżałowanych. Sądzeni zaocznie, przestraszyli się i wybrali sobie adwokata starego, Wachlera, Inflantczyka, zdawna w Mazowszu osiadłego, który był prawda niegdyś zręcznym jurystą, ale postarzał, podślepł i więcej o dawnych swych cudach prawił, niżeli nowych dokazywał. Pomimo starania Wachlera i głosu jego wymownego, wygrał w drugiej instancji Siekierzyński.
Opatrzyli się Wichułowie, że źle, bo agrawowana była sprawa kryminalnem poszukiwaniem o wiolencję, gwałt i zadane rany, wysłali więc parlamentarzy, przychylając się do zgody. Odstępowali części Siekierzynka, warując sobie wypłat pretensyj, a żądali pokwitowania z procesu kryminalnego i zgody. Pan Tadeusz, który wstał już z łóżka, odpowiedział przybyłemu krewnemu pa-