Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostatni z Siekierzyńskich.djvu/173

Ta strona została uwierzytelniona.

— Wiesz pan, że tak jest. Co ma wspólnego jakiś tam Falkowicz z Siekierzyńskim?
Unitam! ale dajmyż już temu pokój! Horas non numero nisi serenas, mówmy o przyszłości lepiej. Otożeś już wacan possessionatus i spokojny na starem dziedzictwie, wiek potemu, żenić-by się potrzeba...
— I ja to myślę — cicho i z westchnieniem rzekł pan Tadeusz.
— Przybyłem właśnie rozgadać się o tem, zrobimy planik, trzeba myśleć, bo dalej, dalej postarzawszy, coraz trudniej, waść wiesz przysłowie.
— Słucham pana stolnika! ale naprzód muszę mu moją myśl objawić.
— I owszem, byle dobrą.
— Wiesz pan jakiego jeśteśmy rodu?
— Gdyby nie ten pieprz!..
— Dzięki Bogu nikogo tu od nas lepszego nie widzę! szlachectwo nasze sięga czasów niemal bajecznych, przodkowie moi zajmowali pierwsze dostojeństwa w rzeczypospolitej, mająteczek mam niezły, mogę więc aspirować do najświetniejszych partyj.
— Gdyby nie ten pieprz! — dodał stolnik uparcie.
— Potrzeba mi dla odświeżenia znaczenia rodu i familji, nie tak bogactwa szukać jak świetnej i wielkiej koligacji, bodaj w zubożałej, ale starej rodzinie.
— Jakbym ojca słyszał! — odparł stolnik — zgadzam się, laudo, żebyś tylko tak zrobił, jak mówisz! A im więcej waćpana mówiącego słyszę, tem wię-