Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostatni z Siekierzyńskich.djvu/178

Ta strona została uwierzytelniona.

gnitarze nie dawali, że go ze wsi spokojnej, którą kochał, do stolicy powoływano, groził, że porzuci dostojeństwo i wyrzecze się splendorów... i t. p. i. t. p.
Stolnik umiał na każdą rzecz stosownie odpowiedzieć, by połechtać, a choć pochlebiał w sposób bardzo prosty, doskonale to przyjmowano od niego.
Pochlebstwo jest jak pieniądz, często przyjmują zwalany i wytarty; a nieraz i fałszywy. Powoli, powoli stolnik rozpoczął rzecz o sejmikach i przedstawił protekcji pana wojewody JMP. Siekierzyńskiego, o którego rodzie i pochodzeniu mówił z tą pewnością, że wojewoda sławę jego i starożytność zdawna znać musiał.
Niestety, szyderski niepostrzeżony uśmiech przeleciał po ustach pana i znać było, że dotąd o egzystencji nawet familji tego imienia i herbu nie słyszał. Jednakże zbyt grzeczny i zręczny, by się z tem wydać, kiwnął głową potakując.
— Pan Siekierzyński — dodał stolnik, forytując go ciągle — świeżo otrzymawszy spadek znaczny (tu się nieborak zakrztusił jakby go pieprz zaleciał), objął piękną wioskę, niegdyś rodziców dziedzictwo, i chce krajowi służyć!
Wojewoda rzucił okiem na Tadeusza, obejrzał go bacznie i pochwalił przedsięwzięcie; obiecał swoją pomoc i rozmowa zwróciła się na przedmioty obchodzące kraj i prowincję.
Wtem marszałek dworu oznajmił, że dano do stołu, a wojewoda powiódł swoich gości do jadalnej, gdzie już w krześle zastali wojewodzinę, synka