Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostatni z Siekierzyńskich.djvu/19

Ta strona została uwierzytelniona.

uważając je za uwłaczającą tak wielkiemu mężowi, i cała życie skinienia tylko jego i woli wypatrywała. Co było najprzykrzejszego w życiu to dla niej, co najlepszego to dla niego; starania około zdrowia, dostatku, wygód, spokojności ukochanego Longina, głównem jej godzin zajęciem. Cicha, pobożna, trwożliwa, potulna, na najmniejszą niecierpliwości oznakę drżała i przerażała się, a za największe miała sobie szczęście, gdy się jej raczył uśmiechnąć, gdy do niej dłużej przemówił. Walczyła ona pocichu z ubóstwem, z wytrwałością anachorety, z pracowitością niewolnicy, z przemysłem żyda; ale nacóż się to wszystko przydało, gdy z mozolnych trudów owoc, jeden występ, jedna jałmużna pańsko dana, jedno przyjęcie pożerało. Nie sarkała, widząc strwonione zabiegów swoich długich, często i ofiar osobistych zapasy; ale z cierpliwością anielską rozpoczynała na nowo jak mrówka szybko odbudowywać rozrzucone mrowisko.
Tymczasem dzień za dniem cięższe było w Siekierzynku życie: ów miły sąsiad Wichuła, że go skarbnikowicz przypuścić do siebie na stopie równości nie chciał, zajadły, chciwy zemsty, co godzina srodzej dojadał, codzień nowe płatał figle, a siedząc o miedzę, miał tysiąc dokuczania zręczności.
Siekierzyński opędzał mu się z rodzajem wzgardy, jakby dojadającej muszce lub brzęczącemu komarowi, co to i gniewu nawet nie są warci. Ten animusz wyniosły najgorzej niecierpliwił szlachetkę i, zaciskając pięści, tupiąc nogami, przysięgał, że upokorzy dumę sąsiada, choćby, jak powiadał, miał