Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostatni z Siekierzyńskich.djvu/206

Ta strona została uwierzytelniona.

Tadeusz zdawał się ani myśleć o ożenieniu, choć pusto było we dworze na Siekierzynku, choć tęskne tam wiódł życie. Dorota, która władała domem, podstarości, co za niego gospodarzył, bo Siekierzyński koło roli się nie znał i nie umiał wcale zarządzić robotą w polu, dwóch sług i woźnica, cały dwór składali. Brakło nawet rezydenta, o którego gdzie indziej tak łatwo, a choć się stręczył Bajdurkiewicz, zbyt nim gardził Tadeusz, żeby się ten na tem nie poznał.
Dobre to było stworzenie ów rezydent dawniejszych czasów, najpracowitszy z próżniaków, najpotrzebniejszy z przyjaciół i dla kawałka pieczeni na dobrowolną zaprzedany niewolę. Niech sobie kto chce na rezydentów wyrzeka, był to ród dziś wygasły ludzi bardzo poczciwych i potrzebnych. Czego rezydent nie robił? czego nie słuchał, nie cierpiał, a zawsze z twarzą pogodną, z obliczem wesołem, z gadką na ustach, z ukłonem. — Za pryncypała swego gotów był skoczyć w wodę, byle nie głęboką, w ogień, byle przygasły, pokłócić się gorąco, potuzać nawet ze słabszym. Chciałeś go do towarzystwa, toś go miał każdej chwili, dniem i nocą; nie żądałeś go, odchodził bez gniewu, gotów wrócić na zawołanie. Psy układać, zegarki naprawiać, dzieci wodzić na przechadzkę, grać na pozytywku kanarkom, na drumli do improwizowanego tańca, skakać kozaka z panną garderobową dla zabawy gości, opowiadać wesołe dykteryjki, kontentować się okrojną kością pieczeni i gąszczem krupniku, kto lepiej umiał nad niego; kto pokorniej stawał w kątku,