Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostatni z Siekierzyńskich.djvu/60

Ta strona została uwierzytelniona.

nik nurski, pan Piotr Kornikowski, quondam amicissimus nieboszczyka skarbnikowicza, często gęsto wynajdując sobie powód zaglądania do Lublina, po tygodniu i więcej bawił u pani Siekierzyńskiej i niemało też przyczynił się do wpojenia w młodego pamięci wysokiego pochodzenia jego familji.
Niestety! cały świat był już o tem doskonale zapomniał, i owe siekiery na grobowych starych płytach z XI i XII wieku, po Łysej górze, Tyńcu, Miechowie rozsypane, dawno starte zostały nogami pobożnych pielgrzymów lub obrócone na drugą stronę, służyły za schody domostw, za stopnie ołtarzy. Nie było śladu wielkości Siekierzyńskich, a i wiek, kiedy się to działo, nie sprzyjał wcale dumie szlacheckiej. Nie pytano już kto go rodził, ale kto wiele wniósł, ani kto jak stary szlachcic, ale ile miał wiosek, a śmielsi utrzymywali, że tak dobry wieśniak, co skibę w pocie czoła odwracał, jak szlachcic, co do góry brzuchem leżąc, burzliwych czekał sejmików, by się na nich popisywać ze swojemi prawami; najzuchwalsi zaś wieśniaka nawet nad szlachetkę przekładali. Pan stolnik nurski mocno na te nowostki ramionami ruszał i przepowiadał z tego wszystkiego ruinę i nieszczęścia niepoliczone...
Sama pani Siekierzyńska ani pojmowała nawet, by te zuchwałe pomysły w szlacheckim narodzie przyjęcie znaleźć mogły, i była najpewniejsza, że byleby się świat o Siekierzyńskim dowiedział, wszyscy sobie najwyżej cenić będą koligację z takim domem i zaszczyt podźwignienia go z upadku.