Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostatni z Siekierzyńskich.djvu/79

Ta strona została uwierzytelniona.

mać, by na sesji nie byli i o to się nawet przez doktorów starano... nareszcie nieznajomy w kontuszu z kunami, na Grodzkiej ulicy rozstał się z Tadeuszem i wszedł powoli do pięknej kamienicy naprzeciw świętego Michała...
Nazajutrz Tadeusz, zapomniawszy prawie o spotkaniu, swoim zwyczajem ku wieczorowi pociągnął za miasto i opodal trochę od wczorajszego stanowiska położył się znowu na trawie. Nie wyszedł kwadrans, a jegomość w kunach ukazał się, mimo przechodząc, i puścił się dalej powoli na przechadzkę, skłoniwszy zlekka Tadeuszowi. W pół godziny był zpowrotem i znowu zawiązała się rozmowa, z której Siekierzyński dowiedział się tylko, że dwaj deputaci wzięli w winie lekarstwo, które im na sesję przybyć nie dozwoliło, i strona przebiegła wygrała; lekarstwo szkodliwem nie było, mogło być nawet żołądkom pomocnem, ale było... dla deputatów niewygodnem...
W kilka dni potem, choć oba nazwisk swoich nie wiedzieli, młody człowiek i wesoły tłuściutki staruszek, spotykając się niemal codzień, bo zdaje się, że oba nie mieli nic do czynienia i zarówno lubili przechadzkę, poznajomili się poufalej. Stary siadał na trawie przy młodym chłopcu, i że gawędzić lubił, a kontentował się byle go słuchano, miał zaś zawsze coś nowego do powiedzenia, więc poczynał zabawne często opowiadania, a nie skończył aż mrokiem. Nie pytał on nigdy Tadeusza kto był, ani Siekierzyński śmiał go badać, ale jednego wieczora, spoglądając na oddalone miasto, gdy się