Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Półdjablę weneckie.djvu/113

Ta strona została uwierzytelniona.
— 109 —

Świeciło się jeszcze w sypialni proboszcza, gdy do drzwi zdążył Pukało, ale psy już wartowały w dziedzińcu. Dobrze, że go poznały, a chłopak zaspany ledwie mu nierychło otworzył. Ksiądz odmawiał pacierze... Myślał, że do chorego wzywać go przychodzą; sutannę starą narzucił. Zdumiał się, zobaczywszy Pukałę o tej porze.
— A co tam? — spytał — czy nie co złego, »quod Deus avertat!«
— Złego, złego, mój ojcze! — zawołał Pukało — pociechy u was szukać przychodzę. Już taki postanowiono, nakazano... wyjeżdżają.
— Kto? co?
— Ano państwo.
— Dokąd?
— Do tej Wenecji przeklętej.
— Któż ci to mówił?
— Z jegom ust miał dyspozycję!... Niewesoło i jemu, — rzekł stary, ale kobiecie się oprzeć nie umie... jadą... To ruina! to zguba! Ojcze! jeżeli wy nie uczynicie refleksji...
— Ja? — zapytał ksiądz — a co to do mnie należy?
— Jak nie wy, to któż? macie ich sumienia w ręku, przemówcie.
Proboszcz głową pokręcił.
— Złe to być może, — rzekł — ale wedle świata grzechu nie ma; ja się w to wdać nie mogę. Szkoda mi ich, a posłuchać mnie nie zechcą.
— Więc wy mi odmawiacie? — płaczliwie zapytał Pukało.
— Spróbuję słowo rzucić, ale to będzie groch o ścianę... Nie moja rzecz.
Pukało wstał z krzesła.
— No tak, — zawołał — sądzono, sądzono, aby oczy moje patrzyły na ruinę tego domu, na zgubę... Niechże będzie wola Pańska! Ale nie przeżyję ja tego, ojcze mój! Ten dom, jakby mój rodzicielski własny; ten chłopiec, to jakby dziecko moje; ten majątek, jakby ojcowizna. Wżyło się tu, wrosło, pracowało, aby pomnożyć, aby utrzymać, a tu fantazja jednej kobieciny wszystko w proch obraca... Fantazja, mówię jegomości! — krzyknął głośniej — bo ja temu nie wierzę, żeby chora była i tęskniła, jeżeli męża kocha. Mąż dla niewiasty światem, wszystkiem, ale to, z pozwoleniem, półdjablę weneckie!
Chwycił za czapkę w pasji chcąc wyjść, gdy go proboszcz za ramię ujął.
— Kochanie, Pukało! z żalu ci się w głowie wywraca! A toż po chrześcijańsku, a toż po ojcowsku tak sierdzić się na to biedne dziecko? Ha? myślisz, że jemu też serce nie boli