Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Półdjablę weneckie.djvu/118

Ta strona została uwierzytelniona.
— 114 —

— Żadnej... to jest mylę się, — jąkała się ciotka — powrócił Beppo, który mówił, że z dala widział niedaleko Korfu statek Padre Antonio.
— Dawno?
O! już temu ze cztery miesiące...
Z tą smutną wieścią weszli do opustoszałej kamieniczki.
Cazita pobiegła do swej izdebki, otworzyła okna, okiennice i klękła przed obrazkiem.
Potem zerwała się dziękować Konradowi, który jak świadek niemy, smętny, stał i patrzał na jej oszalałe wesele, niepokój i smutek. Była bowiem znowu smutną, a twarz ciotki Anunziaty, gdy ją rozpytywała o kapitana, usprawiedliwiała tę troskę. Jej odpowiedzi nawet były jakieś jąkające się, niepewne, jakby obrachowane dla córki. Konrad podejrzewał nie bez przyczyny, iż mniej podobno mówiła, niż wiedziała... Smutek nadawał jej twarzy zwykle rozjaśnionej, wesołej, dziwnie przygnębiony charakter. Łzy, które się dobywały z oczu, można było i radością, i wzruszeniem tłómaczyć, ale nadto uparcie powracały na powieki.
Cazita wstała od modlitwy i żywo poczęła badać i rozpytywać ciotkę o ojca. Anunziata też coraz się bardziej plątała w odpowiedziach, naostatek przerwała rozmowę pod pozorem gospodarstwa.
— Będziemy sobie o tem mówiły jeszcze wolniejszym czasem, a teraz dajcież mi pomyśleć o tem, byście z głodu nie pomarli. Póki byłam sama, nawet ognia w kuchni nie było; żyło się lada czem, zapasów żadnych nie mam w domu, muszę Piotra posłać i sama pobiedz...
— A ja ci pomogę! — zawołała Cazita — czyż ja już tak mam być nikomu do niczego? Tak miło mi będzie znaleźć się z wami znowu w tej kuchence naszej i pośmiać się przy robocie.
Ciotka Anunziata wszakże nie miała wcale do śmiechu ochoty; mrugała ona nieznacznie na Konrada od dawna, dając mu do zrozumienia, że coś mu chce powiedzieć potajemnie, ale Cazita nie dawała się odpędzić niczem.
— Wiesz co? — odezwała się ciotka wreszcie, tyś zmęczona, połóż się na godzinę, mężczyzna wytrzymalszy zawsze... Konrada wezmę, poślę go po Piotra, a sama tak wszystko przygotuję, że wam z głodu umrzeć nie dam. Tylko uczyń to dla mnie, połóż się proszę, a odpoczniesz.
— Jam tak szczęśliwa: tak żyję powrotem, Wenecją, wami! wołała Cazita.
— Wszystko to dobrze, ale jeśli nie dla siebie, to dla mojego spokoju proszę cię kładnij się.