Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Półdjablę weneckie.djvu/27

Ta strona została uwierzytelniona.
— 23 —

Wszyscy zresztą patrzali na to trzpiotowate dziewczę z jednakowym zachwytem. Kto widział wizerunek Beatryczy Cenci w jednej z galeryj rzymskich, ten łatwo sobie wyobrazi te drobniutkie regularne rysy niezmiernego wdzięku, któremi się uśmiechała mała czarownica.
Usteczka jej rumiane podobne były do rozkrojonej wisienki, czy do dwóch świeżych róży listków, a oczy miała duże, czarne, śmiałe, zabijające ognistemi strzałami, płeć białą jak śnieg, włosy... no! włosy — niestety! — były rude. Nie była to jednak ta barwa przykro czerwona, krzykliwa, ale coś na kształt bronzu i złota, jak u Wenery Tycjana — drogi ów kolor Wenecjankom ulubiony, który sobie nadawać umiały sztuką, jeśli poskąpiła im tej ozdoby natura.
Na dziewczęciu wszakże znać było, że sobie główki nie wypiekała na słońcu i nie wymęczyła warkoczy, które były aż do zbytku obfite, ogromne i długie, tak, że zdawały się ciężyć małej główce, którą opasywały kilkakroć węzłem wielkim, misternie uplecionym, spadając na pulchny karczek biały.
Dziewczę ubrane było nie wiedzieć jaką modą, ale bogato i strojnie: na nóżkach pantofelki żółte złotem szyte, i jedwabne szerokie ubranie tureckie, na to rzucona sukienka z muślinu, potem płaszczyk cięższy aksamitny galonami bramowany. Oprócz tego miała na sobie kaftanik rozpięty, szyty bogato, i pas z frendzlą złocistą, spływający do kolan, i czapeczkę na główce, a na rękach pierścieni, obręczy, a na szyi łańcuszków weneckich jak pajęczyn, mnóstwo.
Znać było, że się czuła piękną i lubiła stroić, że wiedziała iż wszędzie podziwienie obudzi, bo się jakoś zaraz zwycięzko obejrzała dokoła, i z uśmiechem zwróciwszy się do kapitana, spytała go włoszczyzną wenecką, wskazując na Konrada: coby był za jeden?
— »E un signore Polacco...«
Zdaje się, że wiadomość o pochodzeniu podróżnego zaciekawiła dziewczę, które śmiało podeszło do Konrada, wziąwszy się jedną ręką w bok, i poczęło mu się przypatrywać uśmiechając.
Mówiliśmy już, że Konrad był bardzo przystojnym młodzieńcem, rycerskiej postawy, a choć się na podróż nie stroił, nie wypadało mu też ladajako wyglądać, więc ubrany był dosyć bogato i smakownie. Miał na sobie suknię z węgierska adamaszkową z pętlicami złotemi, a na niej płaszcz bramowany bogato, który go dobrze osłaniał czapkę z czaplem piórem, szablę, piękną u pasa, i turecki szal zamiast zwykłego przepasania.
Twarz jego smutna, poważna, zamyślona, oczy ognia pełne, usta wyrazem łagodności pociągające, tworzyły z niego piękny