Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Półdjablę weneckie.djvu/8

Ta strona została uwierzytelniona.
— 4 —

Życie też i obyczaj nie wyrabia się jak dawniej własnym kunsztem i dowcipem, ale według pewnej recepty przyzwoitości, ogólnie za najlepszą przyjętej.
Dla tego i nieszczęśliwy bajarz, który wodyby warzyć nie chciał, musi malowniczego wątku szukać w krystalizowanej przeszłości, bo teraźniejszość staje ledwie na materjał do rachunku i na temat do karykatury...
Wszystko to cel mieć musi, i jest to widocznie stan jakiegoś przejścia, przerabiania się i cichej fermentacji, z którego coś zapewne wyrośnie bardzo ładnego i bardzo pożytecznego dla świata... ale z tego, co teraz pożywamy (ni kwaśno, ni słodko) ulepisz chyba tylko bezbarwny i bezwonny placek... Trzeba więc, pożegnawszy świat rachmistrzów i gazeciarzy, giełdę i bankierskie elegancje ozłocone na wszystkie boki, puścić się na wędrówkę... kędy pieprz rośnie.
Przysłowie to oznacza, że pieprz nieblizko rośnie, a pieprz jest tem, co oznacza, podbudza, piecze, zachęca do życia... tego potrzeba szukać w przeszłości. Klimat dzisiejszy dla niego za zimny; pójdziemy więc w tę przeszłość osławioną i uwielbioną... przerzucimy spleśniałe rękopisów karty, zajrzymy do zbutwiałych trumien, na których wieku przegniłem siedzi uśpiona poezja z zeschłym wieńcem w ręku.




Niech się tylko czytelnicy nasi nie ulękną bardzo, jeśli niestarą tę historję rozpocząć będziemy musieli od bardzo dawnych przypomnień: są one niezbędne dla zrozumienia następnych wypadków. Uznał to już i dowiódł ksiądz kanonik Ciampi, że pomiędzy Polską a Włochami stosunki bardzo były ożywione, wymiana ludzi bardzo czynna. Myśmy im tam posyłali bogatych suchotników, znudzonych wielkich panów, umierające panie i pobożnych a zamożnych prałatów; oni nam oddawali pożyczkę w niedouczonych doktorach, w niefortunnych malarzach, w nieszczęśliwych prawnikach, niekiedy wszakże w artystach cale znakomitych i rzemielśnikach niepospolitej prawy.
Żart na bok: dużo naszej młodzieży uczyło się w Padwie, wyświęcało w Rzymie, bawiło w Wenecji, a leczyło potem pod ciepłem słońcem Neapolu.
Ci co w Padwie przesiadywali, pociągali za sobą z powrotem do kraju jadąc, współuczniów lub nauczycieli. Słynęła Polska z zamożności, a z hojności jeszcze bardziej. Każdy się tu cudzoziemiec czegoś dorobił, a niejeden, »per pedes apostolorum« przyszedłszy, powracał poszóstno. Trafia się to przybyszom i dzisiaj: my tylko jedni poszóstno wyjeżdżamy, żeby powrócić z torbami, często jeszcze wstydu pełnemi...