Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Poezye i urywki prozą.djvu/18

Ta strona została uwierzytelniona.

niekiedy skrzypką, gawędką i gospodarstwem się zabawiał. Sąsiedztwa miłego było dosyć, nie pamiętam istotnie, żeby kiedykolwiek z którymkolwiek z sąsiadów najmniejsza kwestya zaszła, coby pogodne niebo zachmurzyła. W sąsiedztwie najbliższem były domy pokrewne Szwykowskich i Moraczewskich, a dalej dużo innych: Bułharynowie, Trębiccy, Wredt’owie. Przez groblę długą w Sapieżyńskich Bogusławcach mieszkał Grabowski, który je dzierżawił szczęśliwie. Na grobli tej przypatrywałem się szalonym zapasom batalionów, które się tu po całych dniach śmiertelnie tłukły.
W Połonnym Hrudzie, nieopodal, mieszkał kapitan Sobolewski. Była to jedna z najoryginalniejszych postaci w okolicy. Mężczyzna dobrze stary, łysy, tak że mu brwi zupełnie wypełzły, twarz szeroka i blada, spokojna, dziwnie spokojnego, nieco szyderskiego wyrazu, czoło wielkie, postawa żołnierska, ubiór staroświecki. Najczęściej frak szaraczkowy, a raczej makowego koloru. Na pierwszy rzut oka poznać było w nim można żołnierza. Kapitan Sobolewski czasem przyjeżdżał wózkiem, a niekiedy, jeżeli bród wysechł między Połonnym Hrudem a Dołhem, przychodził i pieszo; z fajeczką na krótkim cybuszku w ustach na boku oryginalnym sposobem umieszczoną, z kapciuchem na guziki. Grywali z ojcem w maryasza, a kapitan opowiadał swe dzieje, bo był za Rzeczypospolitej żołnierzem. Niedowiarek Boży, dawał matce naszej powód do nieustannej troski o zbawienie, ale nawrócić go nie było środka. Nie chwalił się on ze swą niewiarą, nie popisywał z nią, ale przyparty do powiedzenia co myśli, mówił bez ogródki. Jakim sposobem znalazł się Sobolewski we Francyi w czasie wybuchu wielkiej rewolucyi, gdzie papiery swe legitymacyjne