Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pomywaczka.pdf/26

Ta strona została uwierzytelniona.

Koniec maleńkiej nóżki w pantofelku aksamitnym gryzł właśnie Dzidzi, który porzucił tę zabawkę, lecąc natarczywie na przybyłego... Staś przystanął we drzwiach zachwycony obrazem... Anna uśmiechnęła się w duszy, czując, jaki urok na niego rzucała; nieśmiały młodzieniec z bijącem sercem ledwie umiał się przywitać.
— Chodźże tu bliżej kuzynku... chodź i siadaj... Chcesz filiżankę czekolady?
— O! dziękuję, dziękuję...
— Słuchaj, mam wielkiej wagi sprawę, którą ci chcę powierzyć, ce seront vos prémières armes... Ale nie zawiedźże mnie, starościcu... Wybrałam ciebie, bo wiem, że mi jesteś oddany. N’est ce pas?
— A! całą duszą... życiem.
— O! o! tylko proszę nie iść za daleko! Będę ci bardzo wdzięczna, ale bardzo!...
Spojrzenie dokończyło, pełne głębokiego znaczenia, pełne uroczych obietnic.
— Nim zacznę dodała Anna, stawiając filiżankę; muszę naprzód wymagać przysięgi...
— Na co każesz?...
— Przysięgi d’un homme d’honneur, na największą tajemnicę... J’espére que vous êtes discret.
— Jak kamień...
— Przysięgasz?
— Przysięgam na wszystko najświętsze... a naprzód na moją... na mój szacunek dla ciebie...
Podała mu rączkę bieluchną, miękką, atłasową jakby dla przyjęcia przysięgi. Staś złożył na niej gorący pocałunek. Gotów był się powiesić za nią.
— Zobacz, czy ta nieznośna Róża nie podsłuchuje podedrzwiami. Elle est d’une curiositè... Idź na palcach...
Młodzieniaszek poszedł i obejrzał się dokoła, a Dzidzi towarzyszył mu w przechadzce, chwytając go za nogi.
— Niema nikogo.
— Siadajże, ale bliżej, abym cicho mówić mogła...
I wskazała mu miejsce tuż przy sobie.
— Wiesz lub nie wiesz, musiałeś słyszeć przecie, że książe