Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pomywaczka.pdf/39

Ta strona została uwierzytelniona.

muskałaś skrzydłem fale, które mnie pochłonąć miały; jam się pasował z niemi... naostatku i głosu już twego nie słyszałem... Głucha, straszna otoczyła mnie ciemność, jakby sen długi bez marzeń...
— Co też to książe sobie roisz! zawołała Julka, której usta uśmiechały się, a oczy zachodziły łzami. Ja doprawdy niedobrze nawet rozumiem... Gdzieżby człowiek mógł się stać ptaszkiem, albo ptak człowiekiem?
Książe zadumał się chwilę...
— Ty możeś była kwiatkiem na łące, różanym, nie prawdaż? rzekł uśmiechając się.
— Książe sobie żartuje...
Wtem pani Lagrange wniosła poziomki i śmietankę. Książe zasiadł z Julką przy stoliku i zaczęła się cicha rozmowa...
Starościc patrzał i ta scena sielankowa, te rozmowy urywane, to obejście się braterskie księcia Józefa, niezrozumiałemi mu się zdawały, jakby komedya dziwna i prawie śmieszna.
Już ten świat Warszawy trochę był go zepsuł, ale Zabielski był młody i uczucie wkrótce przemogło... Z uwielbieniem, z zazdrością począł się wpatrywać w ten obrazek cichego, spokojnego szczęścia
— A teraz do egzaminu, zawołał po chwili książe: pokaż mi robotę... zagraj mi co, zaśpiewaj...
— De Santis z niej nadzwyczaj kontent, rzekła szybko pani Lagrange; mówi, że świeższego, piękniejszego głosu nie słyszał od dawna... Rokuje Julce świetne powodzenie, gdyby kiedy w operze wystąpić chciała.
Książe się rzucił i zmarszczył.
— Co za myśl! zakrzyknął. Teatr! nigdy na to nie pozwolę... Czyż głos Bóg dał na to, aby koniecznie z niego szukać chluby, oklasków i zysku? Dość-by było nogą stąpić na te deski, aby stracić spokój i niewinność duszy!
Julka pobiegła do fortepian i nie słysząc protestacyi księcia, zaczęła świeżym, pełnym głosem aryę Mozarta, ale po pierwszych taktach książe jej przerwał.
— Dość! dość! rzekł; ta myśl teatru truje mi wrażenie