Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pomywaczka.pdf/45

Ta strona została uwierzytelniona.

żądała widzieć się z panią Lagrange... Wypadek był nadzwyczajny; sługa pobiegła oznajmić, zostawiwszy przybyłą w korytarzu...
Francuzka mocno się przelękła i wybiegła do sieni...
— Co to być może? kto to być może?
— Madame, odezwał się z pod czarnego kwefu głosik kobiecy: słówko tylko... pozwól mi wnijść do środka.
— Pani... tu nikt nie wchodzi... ja nie mogę...
— Przychodzę od króla, przerwała nieznajoma. Ściągniesz na siebie pani gniew jego, opierając się napróżno... Prowadź mnie pani do pokoju.
Lagrange zmieszana nie wiedziała co począć. Tymczasem przybyła wyminęła ją i posunęła się żywo, instynktem zgadując dokąd iść należało...
W saloniku małym siedziała Julia u fortepianu i śpiewała... Czysty jej głosik rozlegał się daleko. Nieznajoma na palcach wcisnęła się, stanęła, patrzała, a kwef jej oddechem niecierpliwym się poruszał. Nie zważając na panią Lagrange i drżącą ze strachu, przybyła rzuciła się na krzesło!..
Julka śpiewała... Po chwili głos jej umilkł, ręce zsunęły się z fortepianu, zamyśliła się, westchnęła i oczy skierowały się ku pięknemu pastelowi Marteau, wyobrażającemu księcia Józefa...




Gdyby kto był w tej chwili podniósł czarną zasłonę, okrywającą twarz Anny, dojrzałby gorejący na niej rumieniec, który przebijając bielidło, coraz krwawszym oblewał ją płomieniem zazdrości i gniewu... Ręce jej drżały, pierś podnosiła się żywo, naostatek odsnęła kwef, który ją osłaniał i podeszła wprost do klawikordu. Julia sądziła po chodzie, że pani Lagrange się zbliża, więc przelękła się straszliwie, ujrzawszy nagle zupełnie nieznajomą kobietę, wlepiającą w nią oczy ogniste, jakiegoś uczucia, dla Julii niewytłómaczonego, pełne... Krzyknęła, porywając się z siedzenia.
Anna wciąż na nią jeszcze patrzała, zdając się ciekawością przebijać zasłony. Wzrok ten zuchwały wielkiej pani