Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pomywaczka.pdf/47

Ta strona została uwierzytelniona.

księcia... przyszłam cię przestrzedz i ratować. Rodzina nasza nie ścierpi takiej miłości, takiego związku; książe jest lekki i płochy, nie chcemy też, żebyś na niego i na nas narzekała.
W tem wszystkiem bardziej jeszcze w głosie niż w wyrazach, było tyle plątaniny, wahania się, sprzeczności, że Julii serce samo wskazywało jakiś podstęp.
W miarę jak wielka pani traciła odwagę, ona jej nabierała.
— Jednem pani słowem odpowiem, odezwała się Julia. Pomiędzy mnie a księcia nikt nie ma prawa wchodzić. Książe jest wolny, jam swobodna; wiem, że nas dzieli przepaść, i patrzę na nią śmiało, bo to ramię, na którem wesprzeć się mogę jak na ręku ojca, przeprowadzić mnie może przez nią, ale nie wepchnie w nią nigdy. Ja mu wierzę. Czernisz go pani, zarzucając mu płochość. Jest płochym może z ludźmi płochymi, jest poważnym i surowym ze mną i dla mnie. Cóż zresztą komu do tego, że cierpieć mogę? Skarżyć się nie będę, a jeśli chwilę spokojnego i czystego szczęścia opłacę tęsknotą długą... to mój rachunek z sumieniem i Bogiem!... Książe jest szlachetnym, książe jest dla mnie tylko opiekunem i bratem, a choć świat w przywiązaniu naszem dopatrzy plam, przez oczy splamione, ja wyjdę czysta i spokojna... Tak jest pani, kocham go, zginę dla niego jeśli będzie potrzeba... ale siebie i jego nie skażę narzekaniem. Co wam do mnie ubogiej i biednej dziewczyny? co wam do cichego mego szczęścia?
Anna stała, słuchała ze zdumieniem. Ta śmiałość, ten zapał, z jakim mówiła Julia, były dla niej rzeczą tak nową, że się czuła upokorzoną i zmieszaną.
— Przepraszam, odezwała się wreszcie — bardzo panią przepraszam. Spodziewam się, że mnie przynajmniej nie oskarżysz przed księciem.
— Nie mam dla niego tajemnic.
— Moje chęci były jak najlepsze... nie myślałam, że obrażę i narażę się... przyszłam tu... ale się cofam... Nie chcesz pani rady... nie obawiasz się przyszłości... tem lepiej...