zmowy z Kietliczem, żem ja naprzeciw niego jeździł. Kto wie czego nie zmyślą na mnie! Ja życia nie jestem pewny, mnie ztąd z wojskiem trzeba — precz!
A! — westchnął — dom — pola — wszystko zabrać gotowi!
Zawahał się — Juchim — dodał — tobie nie będzie nic — Kupuj sobie dom, ogrody — wszystko!
— Ah! — krzyknął żyd — a mnie to na co? Albo ja mam za co kupować i czém płacić? Ta wojna ostatni grosz mi wycisnęła! Pożyczałem księciu, dałem synowi, wziął Kietlicz — ja nie mam nic! nic!
Potrząsł połami sukni i jęknął.
Oba stali długo niemi.
— Życie ratować trzeba — to najdroższe — dodał Warsz. — Kto wie co jeszcze będzie, kto życie ma, wszystko ma!
Żyd mu nic nie odpowiedział.
Dotąd ze Starostą byli w stosunkach takich że Juchim mu się kłaniał, a Warsz go bardzo szanował, teraz oba zobojętnieli dla siebie, Juchim stał wyżéj, Starosta stracił na powadze.
— Co oni mnie zrobić mogą? — począł Warsz na pół do siebie, pół do żyda — co mówicie? na gardle ukarzą?
Juchim zadumał się — Jeżeli sam książe sądzić będzie? on jest miękkiego serca i krwi nie chciwy, ale wojewoda!!
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Stach z Konar (1879) t. IV.djvu/113
Ta strona została uwierzytelniona.