nami opasane. Do budowy téj nic nie miał Mieszek oprócz kłód drzewa ogromnych, które z sąsiednich lasów pościągano, z nich się i szopy i ogrodzenia składały, łatwem więc zdało się ogień podłożyć i wyprzeć nim nieprzyjaciela. Obszerność zamku znacznych dosyć sił w nim pozostałych, domyślać się kazała.
Z wierzchołka Wawelu postrzeżono zaraz Kaźmierza jadącego ze dworem, i okrzyk się podniósł wielki, dzwony św. Wacława witały pana radośnie, a z wieży wiała czerwona chorągiew, którą wiatr wesoło unosił.
Rusini i Polacy stali w szeregach, czekając skinienia aby się rzucić na gród, lecz książe zwlókł hasło do boju. Nie chciał poczynać lekko, aby żywotów ludzkich oszczędzić. Objeżdżano i oglądano ze wszech stron, radząc jak najłatwiéj zdobywać było.
Posiał książe naprzód domagając się dobrowolnego poddania; tego, który jechał strzałami odegnano, łajaniem i pogróżkami. Rusini natychmiast chcieli rzucić się na wały, lecz tego dnia spoczynek dano wojsku i opasano tylko gródek dokoła.
Przez cały dzień coraz nowe gromady ziemian i kmieci przybywały z okolic, i dziedziniec a ulice dokoła dworca biskupiego pełne ich były. Jednych tylko braci z Tęczyna brakło, którzy Mieszkowi dotrzymując wiernie, z ludźmi swemi do niego poszli.