Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W pocie czoła.djvu/36

Ta strona została uwierzytelniona.

Nieszczęśliwi są, a my, dzieci natury? hę? aby kieliszek starki, czem zęby przetrzeć, to i dosyć?
Śmieli się, a Porfyry rzekł:
Ad vocem starki, wiesz że ja z drogi, możeby... hm! Jak ci się zdaje — po naparstku?
Salomon zastukał do okna kredensowego, tak, że ja com do niego ucho przykładał, ledwie czas miałem uskoczyć aby mnie nie złapał na podsłuchach.
Wyszedłem w ganek.
— Flaszkę przynieść tę co na półce, korek na sznurku, i kieliszek na niej bez nogi.
A możeby zakąsić? — spytał Porfyrego, który ręce rozstawił z rezygnacyą. Kazał mi więc Salomon podać chleba i soli.
Wypili do siebie po kieliszku. Gawędzili potem do wieczerzy, nareszcie gość wszedł do kredensu, gdzie zwykle sypialiśmy my we dwu z Zagrajem. Ja mój sienniczek na dzień zwijałem i składałem go w komórce.
Kredens bardzo obszernym nie był. Miejsce dla gościa znalazło się u ściany, a siennik kazano przynieść stróżowi, mnie zalecając abym na dzień go razem z moim sprzątał do komórki...
Owe dziecko natury nie potrzebowało więcej nad trochę siana.
Na kominie zwykle się prawie przez całą noc