Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Warszawa w 1794 r.djvu/111

Ta strona została uwierzytelniona.
—   107   —

Odprowadziwszy wojewodę, przebrawszy się trochę, zszedłem na dół i trafiłem na opowiadanie szambelana, które mnie w osłupienie wprawiło...
Szambuś opisywał właśnie, jak list prymasa do Prusaków przejęto, jak odgrażano się szubienicą i że ks. Kołłątaj posłał królowi oznajmić i przestrzedz go, że ludu nie powstrzyma, aby więc prymasowi radził... Wedle powieści ulicznéj Kołłątaj nawet posłać miał truciznę dla uniknienia hańby... Mówili drudzy, iż król w nocy przesłał bratu ostrzeżenie i proszek, że prymas słysząc lud warczący w ulicy... zażył z tabakierki owego usypiającego na wieki specyfiku i wkrótce potém usnąwszy życie zakończył...
Słuchając nie śmiałem się naturalnie z niczém odzywać, ale mi na myśli był list i pudełko, które nosiłem...
Sądy o zmarłym bardzo były różne — mogę to dziś ostygłszy powiedzieć, nie bardzo sprawiedliwe. — Prymas był wprawdzie zwolennikiem przymierza z Rosyą i zawsze do niego nakłaniał, lecz czynił to z przekonania głębokiego i ze sposobu zapatrywania się na sprawy krajowe. — Nie był nigdy płatnym i nie poniżył się niczém upadlającém. Był pewnie najrozumniejszym, najenergiczniejszym z całéj rodziny... ale chłodny, poważny, zimny, nie lękający się mówić prawdy, popularnym nie był. Rzucono nań plamę chciwości po uwięzieniu Sołtyka, choć się administracyi i funduszów biskupstwa krakowskiego wyrzekł... nie policzono mu zasług jego w Komisyi edukacyjnéj, które były wielkie... Oprócz rodziny własnéj przyjaciół miał mało a nieszczęśliwym był w ich wyborze... jak z Tyzenhausem... na którego upadek patrzeć musiał, ratować go nie mogąc.
Wysłuchałem uwag złośliwych szambusia i pod wieczór już wyszedłem na miasto. Chciałem własnemi oczyma widzieć zwłoki tego, któregom wczoraj jeszcze oglądał żywym... i otrzymał od niego błogosławieństwo...
Cała ulica Senatorska ludu tłoczącego się była pełna, dziedziniec nabity, do pałacu przecież się docisnąć nie było podobna...