Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Warszawa w 1794 r.djvu/115

Ta strona została uwierzytelniona.
—   111   —

rony była frygyjska czapka wolności a do koła napis — „Wolność, równość, niepodległość.“
Mały portrecik Kościuszki, jakich naówczas tysiące się rozchodziło, wyobrażający go z szablą w dłoni, z napisem — „Pozwólcie mi jeszcze raz umrzeć za ojczyznę!“ wisiał w ramkach pod orłem.
Gdyśmy weszli, nikt nas nie spytał, nie wiem, czy kto spojrzał nawet, tak żywą była rozmowa.. Dosłyszeliśmy naigrawania się z Bucholtza, posła pruskiego, który był świeżo dostał paszport i zmuszono go pod konwojem wyruszyć z Warszawy, opieczętowawszy papiery jego i kancelaryą, którą starannie wprzódy zrewidowano..
Drudzy rozpowiadali o prymasie i jego nagłym zgonie, ręcząc, że zwłoki leżące na marach nie były jego a on sam umknął do Anglii. Inni zajmowali się królem, poprzysięgając, iż mu z miasta ruszyć się nie dadzą.
Z niezmierném zdziwieniem usłyszałem tu mimo portretu Kościuszki, który na ścianie zawieszono, kwaśne jakieś o nim przekąsy.
Ktoś go nazwał szydersko Amerykaninem... inni się ujęli i zamknięto zaraz usta śmiałkowi, który próbował zniechęcać ku niemu...
Od dymu fajek i kopcenia lampek olejnych duszno było w téj izbie, która nie wyglądała wcale ponętnie. Postacie, które się tu błąkały, znane mi były z ulicy, nigdym ich jednak nie widział tak licznie zgromadzonych... kilka obcych twarzy i języków można było rozeznać w tém zbiorowisku... Na uboczu szeptało po dwóch i po trzech, oglądając się do koła. Słyszałem rozpytujących ciekawie o losy uwięzionych z powodu rozruchów czerwcowych. Nie tajono się z sympatyą dla nich...
— Już to bądźcie, obywatele, spokojni, rzekł jeden z przysłoniętą twarzą, że Kaziowi Konopce z głowy włos nie spadnie — a Dębowskiemu téż nie wiele się stanie... ino Dolgierd, Dziekoński, Klonowski i Stawicki a może i więcéj gardło dadzą.
— Albo dadzą lub nie — przerwał inny... lud