Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Warszawa w 1794 r.djvu/123

Ta strona została uwierzytelniona.
—   119   —

ne kule dla zapalenia wioski i tak mu się powiodło, iż od pierwszéj wieś była w ogniu.
Suche dosyć lato i drewniane kletki pożar uczyniły nagłym i niepowstrzymanym, lekki wiaterek go rozdmuchiwał. Widzieliśmy ogromne zamięszanie, słyszeli krzyki i przekleństwa nagle ze spoczynku wieczornego pożarem zbudzonych żołnierzy. Chcieli gasić, aleśmy z dwóch bateryi prażyli ich tak, że ledwie swoje działa zaprzągłszy uciekać musieli.
Na ten popłoch strzelcy Dembowskiego przypadli i ostatek wynoszących się z gorejących chat wygnali.
Ogromna łuna tego pożaru, który nie rychło ustał, rozlała się po niebie i pięknie przyświecała tryumfowi naszemu. Naczelnik był jak rzadko wesół i szczęśliwy... a tém więcéj uradowany, że tam już we wsi z włościan dawno nikogo nie było, bo się byli wynieśli wcześnie.
Zaalarmowane wojska króla JMci pruskiego, który osobą swą sam im dowodził, stały do późna pod bronią i w obozie ognie pogasiły — aby ich na cel nie wzięto.
Późno w nocy, gdy się to wszystko zakończyło szczęśliwie a oficerowie poczęli przybywać z raportami — Kościuszko, który miał sobie poprzysyłanych mnóstwo darów dla rozdania odznaczającym się wojskowym, kazał przynieść szkatułkę ze swojego namiotu i tu się rozpoczęło obdarowywanie na pamiątkę dnia tego.
Nie mieliśmy aniśmy chcieli mieć na ów czas orderów, po republikańsku dzielił Kościuszko mężnych tém, co mu patrioci przysłali... I tak Boczankiewicz kapitan dostał pierścionek z brylantami, który ofiarowała p. Zybergowa, major Golejewski — zegarek złoty, Osowski major tabakierkę złotą, major Krasicki, mężny żołnierz, pierścień téż brylantowy, — Dembiński z perłami, Dembowski, Kołłątaj, ja i inni obrączki i zegarki.
Prusaków rannych sto wozów zawieziono téj nocy do Sochaczewa... myśmy oka nie zmrużyli do rana i Kościuszko się téż nie myślał kłaść... Ledwie łuna pożaru pobladła, różowieć zaczęło niebo na wschodzie i wesoło gotowaliśmy kawę przy połamanym płocie