Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Warszawa w 1794 r.djvu/131

Ta strona została uwierzytelniona.
—   127   —

łem idącego w ogień... z taką chłodną krwią i powagą ale z taką energią, że lud wszystek za sobą ciągnął i byłby go na dziesięć razy silniejsze wojsko mógł pchnąć... Nicby go nie wstrzymało. Sukmanka Naczelnika była talizmanem... żaden się już nie liczył z niebezpieczeństwem... wbiliśmy się w las z takim impetem, takim murem posuwając się niezłomnym, że Niemcy téjże prawie chwili, gdy się Kościuszko ukazał, złamani zostali... Przyczynił się do tego zwycięztwa i brygadyer Kołysko, który na ogień nieprzyjacielskiéj artyleryi nie zważając z boku wziął lewego Prusaków i pomógł nam ich odeprzeć...
Raz usadowiwszy się w powązkowskim lasku, jużeśmy go nie dali, ale nie skończyło się na opanowaniu, bo wnet piechota, kawalerya i kanonada rzęsista nas tu spotkała... Walka wszczęła się zacięta i z obu stron z nadzwyczajnym uporem prowadzona... Kościuszko sam był na placu i z Dąbrowskim razem obroną dowodził... W istocie w gaiku tym rozstrzygały się losy Warszawy i pruskiego oblężenia... Utrata lasu spychała nas na okopy... Wojsko było niezmiernym ożywione duchem, wiejącym od téj szaréj sukmanki wodza... na którą oczy się wszystkich zwracały... Nie jestem w stanie ani opisać walki, ani dać o niéj wyobrażenia... przebyliśmy ten dzień w trwodze, czując, że on rozstrzyga o przyszłości...
Gęsta kanonada dnia tego i niezmierny ruch na linii całéj sprowadził, co żyło, na okopy... roiły się one ludem zbrojnym, kobietami... tłumem nie ciekawych ale spragnionych bitwy... Traugutt i Majewski kapitanowie municypalnéj gwardyi odznaczyli się ze swymi ludźmi... Ochotnika z Warszawy było mnóstwo... bieżącego tak w ogień jak na zabawę....
Obdarte, bose chłopaki rzucali się na Prusaków z takiém szaleństwem i zapamiętałością, że w kilku miejscach pobrali ich, działa pogwoździli i wozy pouprowadzali. Przy armatach naszych większą część służby pełniło mieszczaństwo, któremu Górski pułkownik dał późniéj świadectwo męztwa i poświęcenia.
Mnie tego dnia parę razy kula świsnęła mimo uszów... z rana, we dnie zaś, mimo żem rozkazy no-