Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Warszawa w 1794 r.djvu/152

Ta strona została uwierzytelniona.
—   148   —

itszych i znać jeden z nich musiał czynić o mnie wzmiankę, bo w pół godziny po pierwszéj rozmowie przysłał po mnie Niemcewicz, abym do szałasu przyszedł.
Znalazłem jego i Kościuszkę, który z rękami w tył założonemi przechadzał się niespokojnie.
— Ale, ale — odezwał się Naczelnik — plotki tu różne chodzą, panie Syruć, byłeś asińdziéj kiedy na jakiém zgromadzeniu u Kapucynów?
Zdziwiłem się niezmiernie, alem zrazu milczał.
Niemcewicz się rozśmiał. — Nie trwóż się, rzekł, nikogo nie zdradzisz, Strzelbicki wygadał wszystko, ująłeś się za Naczelnika.
— Bóg zapłać — dodał Kościuszko — ale powiedz mi — seryo tam tak się bardzo na mnie odgrażają i spiskują?
Nie mógłem zaprzeczyć, że doniesienia były prawdziwe. Kościuszko i Niemcewicz spojrzeli po sobie znacząco.
— Nie ma, rzekł pan Ursyn, tak głupich ludzi, ani tak błahéj rzeczy, z któréjby się czegoś nauczyć nie można. Ci Ichmość mogliby panu jenerałowi poddać myśl użycia ich własnego przeciwko nim systemu.
Kościuszko nic nie mówiąc, chodził chmurny.... Znać było po nim zniechęcenie i zniecierpliwienie.
Wciągnięty w rozmowę przez Niemcewicza, opowiedziałem, com słyszał, nie mógłem taić zamachów.
— Cały rozum w jedném, zawołał — poczciwy Korsak kiedyś na sejmie powtarzał — Wojsko i pieniądze, wojsko i pieniądze... my musimy dziś wołać tylko — Bić się, bić się i bić się.... Reszta na nic się nie zdała... Zwycięztwo nas wszystkich wyleczy... a jeśli nam go nie da Opatrzność, padniemy z chwałą.
Ostatnie to były wyrazy, które z ust jego słyszałem, kazał mi wracać jako instruktorowi do stolicy, która wprędce bronić się — jak już wówczas przewidywano, potrzebowała... pożegnałem go z rozrzewnieniem, jakie we mnie stan jego obudzał.