Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Warszawa w 1794 r.djvu/155

Ta strona została uwierzytelniona.
—   151   —

ten człowiek był mężem przeznaczenia... Nieprzyjaciele jego mogli się przekonać naówczas, jaką posiadał potęgę ten człowiek, po którym teraz płakała i rozpaczała cała Polska...
Było coś nadzwyczaj rozrzewniającego w tym obrazie Warszawy owdowiałéj. Nikt nie czuł przytomności króla na zamku... Kościuszkę na czele wojsk czuli wszyscy i on był prawdziwym królem téj godziny ostatniéj... nie ziszczonych nadziei.
Poruszenie w mieście było tak wielkie, jak gdyby nieprzyjaciel miał natychmiast podstąpić pod Warszawę. Potrzeba było wysiłków nadzwyczajnych ze strony osłabłego rządu, aby odrobinę ducha wlać w to ciało pozbawione głowy. Miotał się ten kadłub... jak konający na rusztowaniu...
W stanowczym tym momencie sądzę, że partya rewolucyjna usilnie pragnęła chwycić wodze rządu w swe ręce, gdy rozgłoszono wolę Kościuszki, przekaz jego oddający dowództwo Wawrzeckiemu.
Na zacnym ale bezbarwnym Wawrzeckim, który płacząc wymawiał się od czci i brzemienia tak ciężkiéj odpowiedzialności — budowali pono nadzieje i umiarkowani i gorący... Spełzły wszystkie na niczém...
Od tego dnia myśli, prace, ofiary zwrócone zostały wszystkie ku obronie Warszawy... Dowiedzieliśmy się natychmiast, że siły nasze rozproszone co najprędzéj powołano ku stolicy... Tegoż dnia lud niecierpliwy sypał się do okopów na Pragę.
Ale nie były to już te wesołe gromady pełnych nadziei ludzi... były to strwożone tłumy, które nie wiedziały prawie, dokąd szły i co czynić miały...
Cały ten dzień spędziłem z innymi w gorączce, w niepokoju... w nieopisanym chaosie jakichś przygotowań bezładnych.
Potraciliśmy głowy, czuliśmy serca tylko po bólu, jaki je ściskał, nikt pewnie o sobie nie mysłał — zapomniano choć na krótko niechęci i nieufności wzajemnych, kupili się wszyscy... Co począć? jak się ratować?...
Opisy i opowiadania o téj bitwie nieszczęśliwéj