Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Warszawa w 1794 r.djvu/162

Ta strona została uwierzytelniona.
—   158   —

Z uczuciem palącego pragnienia i zeschłemi usty obudziłem się... otrzeźwiony z długiego letargu chłodem nocy.... Byłem nagi prawie, osłaniał mnie tylko trup, który na nogach i biodrach ciężył.... Z ciężkością otworzyłem oczy.... Była noc — zdala rozlegała się jakaś niezrozumiała wrzawa, dzikie śpiewy i wybuchy radosne....
Dym napełniał powietrze. Nizko po nad ziemią wśród ciemności gorzały krwawo głownie obalonych domostw.... Gdzieniegdzie poruszały się jakby cienie jakieś na pobojowisku. Potrzebowałem czasu długo, aby sobie przypomnieć, co się ze mną działo, gdzie byłem. Zwolna wracała pamięć wypadków.
Żyłem więc... lecz zdawało mi się, że w téj kupie zabitych, którą byłem otoczony, umrzeć muszę. — Nie miałem siły ani się podźwignąć, ni ruszyć.... Jęknąć i odezwać się było to sprowadzić tylko śmierć prędszą.... Na pobojowisku pili zwycięzcy, leżąc na trupach....
Jedna z rąk moich wolną była, próbowałem ją podnieść, skostniała, zdrętwiała... drgnęła... i nie rychło mógłem ją poruszyć.
Dotykając, co mnie otaczało, znalazłem tylko nagie ciała.... Instynkt zmusił mnie potém uwolnić się od ciężaru uciskającego, który może uratował mi życie. Byłem słaby, jednakże rozpaczliwy wysiłek... dowiódł, że jeszcze mi zostało tyle życia, żem mógł się choć zapragnąć wydobyć....
Wydobyć?... nie miałem ani myśli, ani pojęcia, co potém pocznę, zwierzęca jakaś chęć ocalenia kierowała mną.... Z wielką trudnością potrafiłem wyśliznąć się z objęć zabitego, leżącego na mnie żołnierza. Sunąc się po ziemi poczułem sukno pod sobą, był to w błoto wbity płaszcz podarty.... Siły mi wracały, niepokój ogarniał... w piersi paliła rana... kości jak pogruchotane bolały, ale ból zwiastował resztkę życia.... Przejmujące zimno prawdziwym darem Opatrzności uczyniło ten łachman, który znalazłem pod sobą. Leżał jednak przywalony tak ciężkim stósem ciał, iż wyrwać go z pod nich nie podołałem.
Wśród tego znoju... dolatywały mnie ciągle pie-