Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Warszawa w 1794 r.djvu/184

Ta strona została uwierzytelniona.
—   180   —

ja nieszczęśliwych więźniów.... Wyszukawszy sobie legowisko, położyłem się obok nich. Sen jednak nie brał wcale... i dopiéro nad ranem zdrzemnąłem się. Zmiana warty i liczenie więźniów, których oficer nogą kopiąc rachował, zbudziło mnie ze snu przerywanego. W kilka godzin potém żołnierze wnieśli z kociołkiem krupnik, którego sami nie dojedli, i dali nam po kawałku suchego chleba.... Wstaliśmy wszyscy, lecz jeden tylko, który tu już siedział od dni dziesięciu, złakomił się na krupnik.... Reszta gryzła chleb i popiła wodą, która zamarzała w kącie.... Spojrzeliśmy na siebie.... Jeden Bernardyn, kilku mieszczan... czeladnik, którego poznałem... i staruszek dosyć porządnie odziany składali nasze towarzystwo. Około południa zapalono trochę mokrém drzewem w piecu, które syczało długo i zgasło.
Dano nam jeszcze raz krupnik z kartoflami, położyliśmy się spać o mroku, bo światła żadnego nie było. Dojmujący mróz do kości nas przechodził.... W piecu możebyśmy byli mogli podpalić słomą, na któréj leżeliśmy, ale téj było nie wiele... a stanowiła i pościel i ogrzanie, bośmy się nią obwijali.
Noc jednak zeszła snem głębokim, snem tak twardym, że staruszek ów już się z niego nie przebudził. Gdy żołnierze przyszli z krupnikiem a on nie wstawał, poczęli go budzić, kopiąc nogami znowu; okazało się dopiéro, że nie żył. Mróz przyspieszył zgon jego.
Pierwszym i najpilniejszym obowiązkiem stróżów naszych było natychmiast obrewidować kieszenie, zdjąć buty, sygnet z palca, porozpinać go do koszuli i zostawić tylko w bieliznie i wierzchnim przyodziewku. Odbyło się to z taką zręcznością, pospiechem, artystyczną umiejętnością i wprawą, że nimeśmy się obejrzeli — był gotów.
Teraz już mógł przyjść lekarz dla poświadczenia śmierci i pisarz dla protokółu. Znać wszakże spuścizna po zmarłym tak spiesznie przywłaszczona urzędownie komu innemu należeć musiała, gdyż pisarz się oburzył niezmiernie na odarcie trupa — i żołnierze uniewiniając siebie nas jako winowajców wskazali.
Jednakże na hałaśliwy krzyk oburzenia nasz i je-