Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Warszawa w 1794 r.djvu/62

Ta strona została uwierzytelniona.
—   58   —

po zwycięztwie rósł ogromnie... wszyscy starali się donieść, że jeszcze 16 kwietnia a właściwie 22 marca patryotami byli i nie czekali ani Kościuszki, ani Kilińskiego, aby się przejąć tém uczuciem...
O Moskalach mówiono, że się około Magnuszowa pod jenerałem Nowickim gromadzili...
Mańkiewicz się rozpłakał dowiedziawszy o rewolucyi w Wilnie, wzięciu Arsenijewa i powieszeniu hetmana.
Ta wiadomość na zamku była ciosem okropnym — haniebna śmierć, rewolucyjny sąd doraźny przeraziły króla a więcéj jeszcze uwięzionych jego przyjaciół... Przychodzące wiadomości z Paryża o konwencyi i jéj czynach trwogę tu zwiększały. Grano patryotyzm i popularność na zamku, ale po twarzach zasępionych znać było wstręt i przerażenie...
Dopiéro dnia 29 kwietnia na uroczyste nabożeństwo, które się w kolegiacie u św. Jana odprawiać miało, doktor mi pójść pozwolił. Pierwszy raz wyjrzałem na ulicę.
Warszawa dziwnie była zmienioną... Powozów prawie widać nie było w ulicach oprócz karety Prymasa i prezydenta Zakrzewskiego. Mundury, straże zbrojne mieszczańskie, swobodnie kołyszący się tłum panował na nich.
Słyszałem zaraz wyszedłszy rozlegającą się, powtarzaną wszędzie pieśń ochotników krakowskich, którą niemal całe miasto nuciło. Jeszcze mi kilka strof w pamięci się błąka:

Pókiż damy się ciemiężyć?
Daléj bracia do oręża!
Kto chce umrzeć lub zwyciężyć,
Ten zawsze prawie zwycięża!

To była ostatnia strofa — ale mnie w niéj to wtrącone dla miary — prawie jak dysharmonijna nuta raziło...
Była tam inna zwrotka jeszcze, która mi także w pamięci utkwiła:

Roztropne Moderatory!
Skryte stronniki północy!
Któreż wam odkryły dwory,
Że nam nikt nie da pomocy...