Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Warszawa w 1794 r.djvu/76

Ta strona została uwierzytelniona.
—   72   —

i znał cały świat a z całym światem był dobrze... Uchodził za jakiegoś kupca, ale czém handlował właściwie, nigdy się z tém nie wydał. Była to figura sucha, długa w stroju niemieckim, z harcapkiem, skromnie ubrana. Mańkiewicze zapraszali go chętnie, bo plotki im trząsł jak z rękawa.
Gdym się ukazał w progu, a cały prawie dzień mnie w domu nie było, wszyscy zarzucać zaczęli pytaniami.
Nie łacno mi było odpowiadać.
Drogomirski, którego po kwietniowych dniach raz pierwszy spotykałem, począł mi rany i męztwa winszować — dziadunio dopominał się relacyi.
Uczyniłem im jak najwierniejszą z tego, com słyszał i widział.
Stary był przerażonym, w jego przekonaniu rozruch musiał być wszczęty przez nieprzyjaciela, który pewnie nocą z niego chciał korzystać i zdobyć a wyrznąć Warszawę. Gdym się z tego śmiał, Mańkiewicz się pogniewał.
Zaczęto pytać, czy się lud rozchodzi.
— Ani myśli, rzekłem, mnożą się po ulicach tłumy i coraz stają groźniejsze... a gdy raz poszło przeciwko zdrajcom, a po nocy wszystkie krowy czarne, może się dostać i najniewinniejszemu.
Drogomirski zdawał się powątpiewać o prawdzie słów moich.
— Wiecie państwo co? — zawołał — szanowny młodzieniec trochę gorąco te rzeczy sądzi i widzi. Pójdę ja — nic mi się nie stanie, rozpatrzę się w położeniu i powrócę z relacyą, jeśli państwo tak rychło spać nie pójdziecie.
— A ktoby tu myślał o śnie! krzyknął Mańkiewicz — piękny mi sen, kiedy pod oknami takie wycie, co do szpiku kości przechodzi. Idź waszmość i powracaj...
Szambuś został. Tysiące epizodów dnia tego było na placu. Godzili się wszyscy na to, że całéj biedy narobił służący Ankwicza, który słup alarmowy o milę od Warszawy podpalił, licząc na to, że w rozruchu