Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Warszawa w 1794 r.djvu/78

Ta strona została uwierzytelniona.
—   74   —

w którém stawiano szubienicę... a odgłos siekiery w śród nocy, ciosającéj te bierwiona cmętarne — rozlegał się tragicznie. Kilka pochodni oświecało tę scenę pogrzebową, straszniejszą tém, — że jéj wtórował śmiech niekiedy przejmujący, jakiś śmiech urągający życiu... Postawszy tu, poszedłem pod ratusz. Tu było daleko gwarniéj. — We wszystkich oknach świeciło, ludzie wchodzili i wychodzili, powóz Zakrzewskiego stał zaprzężony. Zbrojne straże się mieniały. Pod bokiem rady najwyższéj tłum budował tuż, tuż trzy szubienice, z których jedna z sosnowego białego drzewa na ciemném tle domów podnosiła się już gotowa na przyjęcie winowajcy, nawet ktoś na niéj sznur powiesił, na którym nie rychło dopatrzyłem się uduszonego psa... wirującego razem ze stryczkiem... Na straży tych groźnych rusztowań leżeli, siedzieli, stali gromadami ludzie, jakich się rzadko w biały dzień widuje. Byli to widocznie pozbierani ochotnicy różni, niektórzy podpojeni, twarze czarne, ogorzałe, suknie odarte narzucone na ramiona, najwięcéj koszul tylko grubych płóciennych. Niektórzy nucili piosenki, inni mruczeli coś niezrozumiałego i śmieli się wskazując ku ratuszowi.
W przedsieniu zamyślonego spotkałem Kilińskiego, który stał i jak zawsze, gdy mu co dolegało, nieszczęśliwego wąsa pokręcał.
Poznał mnie mimo nocy i wziął za rękę, daleko był mniéj pewien siebie niż z wieczora...
— A cóż, spytałem, nie potrafiliście ich skłonić, aby się rozeszli...
— To darmo, szepnął po cichu majster — już i Zakrzewski i Mokronoski próbował, lud musi mieć sprawiedliwość. Ale cóż waćpan chcesz, dodał — to panom dla tego, że jaśnie wielmożni, ma być wolno sprzedawać ojczyznę i ma im to uchodzić bezkarnie? Wracam z zamku — szepnął mi — chodziłem, mości panie, w delegacyi, aby Najjaśniejszego uspokoić. Nigdym go takim nie widział. — Zawsze się bywało uśmiecha i przymila, a dziś był jakby zły... tylko po swojemu i strasznie pańsko wyglądał... a słowa mu z ust płynęły bez zastanowienia i oczy miał załzawio-