Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Warszawa w 1794 r.djvu/79

Ta strona została uwierzytelniona.
—   75   —

ne... Bo to mości panie, wszystko przyjaciele... najlepsza była komitywa...
— Mówiłeś z królem? zapytałem.
— A jakże! z respektem — ale jak się należy... po obywatelsku, rzekł Kiliński... Gdym namienił o zdrajcach, aż N. Pan mi — Wszyscy u was zdrajcy... nie długo i mnie powiecie, żem téż taki!... — I począł mnie molestować, abym wpływu mojego na lud użył i starał się go odwieść od ekscesów. Wtedy powiedziałem mu — N. Panie, zamku choćby piersiami naszemi obroniemy, aby majestat nie cierpiał, ale co się tyczy tych panów... ja tu już nie mogę nic...
Król zapłakał...
Pobłąkawszy się po mieście... i trwożliwie popatrzywszy na szubienice, do których poprzybijano nad ranem ogromne karty z napisami — Kara na zdrajców ojczyzny — powlókłem się spocząć do domu. W ulicach wprawdzie przerzedziło się ludzi nieco, ale znać było, że drudzy napływają... Szubienic pilnowały straże.
Ledwiem się zdrzemnął tylko, biały wczesny blask wiosennego dnia mnie obudził, dzwony się odzywały na jutrznie... ubrałem się i wyszedłem...
Ulice były pełne znowu... najgromadniéj koło ratusza się cisnęli wszyscy... Gwardya miejska uzbrojona, przystrojona jak na uroczystość jaką, czekała u przedsionka...
Dowiedziałem się, że sąd się zbierał i że po aresztantów miała właśnie iść gwardya... która, uszykowawszy się, z doboszem na przedzie ruszyła. Lud wszędzie się przed nią rozstąpywał.
Zobaczywszy mnie w tłumie stara Wawerska, dała mi znak, ażebym do nich wszedł, kamienica bowiem tak stała, że z okien jéj wszystko było widać jak najlepiéj. Udałem się więc chętnie, bom téż chciał Jutę zobaczyć.
Znalazłem ją w izbie, zdala od okna z czerwonemi od płaczu oczyma...
— A no — patrzże — zawołała stara Wawerska do mnie, niechże ją kto zrozumie? Jak trzeba się było bić, leciała prawie w ogień, a teraz, kiedy lud chce so-