Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Warszawa w 1794 r.djvu/94

Ta strona została uwierzytelniona.
—   90   —

właściwą obyczajowi ludowemu spieszyła zrzucić z serca wiadomość o zmowinach Juty z p. Michałem.
— Będziemy jegomości prosili na wesele! zawołała — i to wkrótce; jak tylko Warszawa będzie wolną od nieprzyjaciela, wydaję za mąż Jutę... jużci czas... chłopaka jéj wybrałam poczciwego, dobrego rzemieślnika i nie bez grosza, a co najwięcéj, że charakter ma dobry i pracowity... a nawet z twarzy niczego...
Rozśmiała się stara złośliwie, patrząc na mnie i na córkę i wzięła się w boki.
— A co? a co? spytała — co asińdziéj na to? ha? myślisz, żem ja ślepa i żem nie widziała, że ci się chce do niéj smalić cholewki! Otóż masz!! Nie chcę, żebyś mi asińdziéj się próżno bałamucił i ona...
— Matko — przerwała Juta —
— A no tak! tak! mówiła stara, nie trza w bawełnę nic zawijać!
Bardzo mnie ubodły wyrazy pani majstrowéj.
— Darujesz mi, pani — odezwałem się — nigdy ani słowem ani wzrokiem nie zdradziłem się z tém, żem miał przywiązanie do córki pani, dla tego, że sobą nie władam, nie mam nic a mam rodziców i familią, od któréj zależę... Gdybym zaś wolnym był... otwarciebym starał się o rękę panny Juty...
Majstrowa zaśmiała się głową kiwając na wsze strony i ciągle dla powagi trzymając się w boki.
— Wszystko to piękne, ładne! rzekła... ale mój poruczniku, czy ty myślisz, żem ja nie żyła i świata nie widziała? Ty się dziś kochasz, gotówbyś na wszystko... ale czy jabym córkę dała na te losy, coby ją tam czekały!! wytykaliby ją palcami jako mieszczankę i córkę rzemieślnika, krzywiłyby na nią nosami szlachcianki, zdawałoby się wam, że jéj łaskę robicie... a tego ja nie chcę! Chleba kawałek z łaski Bożéj jest... tu ona w domu pani i pierwsza, tamby chyba była ostatnia... Tobieby się łatwo żywot zatruł i przypisywałbyś to żonie, przeszłaby może gorąca miłość... a biedna Juta płakałaby gorzko. Wolę, niech popłacze teraz, że jéj trochę was żal będzie, aby przyszłość pewniejszą miała...