Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Warszawa w 1794 r.djvu/97

Ta strona została uwierzytelniona.
—   93   —

się formalnie przeciwko rządowi i Radzie, odtrąciwszy Kilińskiego i ledwie mocy charakteru Zakrzewskiego dając się wreszcie upamiętać.
Skończone było nareszcie wszystko, władza przywrócona, ale straszliwe wspomnienie téj ludowéj ślepéj a namiętnéj sprawiedliwości pozostało — odstręczając od rewolucyi umysły i serca.
Upadek ducha i trwoga w mieście były powszechne. Mańkiewicz ręce łamał i chciał wyjeżdżać, ale dokąd? Tegoż dnia nadeszły wieści, iż Kościuszko się przybliża i że winnych tego rozruchu nie minie kara.
Podżegacze mniejsi, zdaniem powszechném, mieli być tylko narzędziami ludzi, którzy w naśladowaniu rewolucyi francuzkiéj widzieli zbawienie. Inni utrzymywali, iż pruscy emisaryusze do tych scen popchnęli lud, aby zohydzić rewolucyą i dać powód znęcania się nad nią.
Stan miasta czynił w niém życie ciężkiém, duszném, nieznośném... Nazajutrz po okropnym dniu, ponieważ jeszcze ręka mi nie dozwalała zaciągnąć się do wojska, pochwycił mnie Kiliński, abym mu pomógł gwardyą miejską organizować, i wziął mnie z sobą na cały ten dzień, zamawiając nawet na następne, dopókibym czynnéj służby nie znalazł sobie.
Musiałem z nim ciągnąć na zamek i po raz pierwszy oddawna znalazłem się wśród rezydencyi królewskiéj, którą teraz trudno mi poznać było, bom ją cale jeszcze inną nawet za Targowicy pamiętał.
Smutniejszego obrazu wystawić sobie trudno. Zamek pusty był cały dzień, wielkie sale pozamykane, służba zmniejszona, król skryty w gabinecie, otoczony kilką kobietami i familią. Z szambelanów, paziów, adjutantów ledwie kilku pozostało.
Na twarzach wszystkich milcząca trwoga się malowała, słowa się trudno było dopytać. Wszystko zdawało się czekać jakiegoś wybawienia.
Byłem przytomnym, gdy Kiliński, poprosiwszy króla o posłuchanie, przyszedł mu oznajmić, iż miasto jest już spokojne, że nie ma się czego obawiać i może zau-