Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Za Sasów 02.djvu/118

Ta strona została uwierzytelniona.

czął rozmowę... Pierwsze wrażenie, jakie postać wojewody zrobiła na królu, nie było stanowczem, zdał mu się zbyt łagodnym, miękkim, i ogładzonym, gdy on w mężach żądał przedewszystkiem męzkiej siły, ale pierwszych słów kilka, z których wiał spokój i energia, wprawdzie nie objawiająca się po żołniersku, ale z wielką mocą przekonań, zmieniły to usposobienie. Głos i postawa przemówiły do niego sympatycznie.
Wojewoda począł od skreślenia stanu stosunków na północy i nie mógł, mówiąc o królu Auguście, pominąć osoby jego, czynności i ludzi, którzy bliżej niego stali. Nie pobłażając wcale królowi, wojewoda wyrażał się o nim z takiem umiarkowaniem i powściągliwością, z jakiemi należało względem panującego dotąd oświadczyć się — senatorowi i urzędnikowi.
Karol zmarszczył się trochę...
— Spodziewam się, że wy panie wojewodo — rzekł — przynosicie mi to, czego od Rzeczpospolitej żądałem. Potrzebuję wiedzieć kto z was ze mną, a kto przeciwko mnie...? Ja go na tronie polskim cierpieć nie mogę, a kto ze mną jest, powinien mi być w tem pomocą.
Leszczyński zawahał się z odpowiedzią nieco...
N. Panie — odparł ze spokojem zupełnym — jeżeli to w oczach Waszej Królewskiej Mości ma być występkiem, żeśmy w nieszczęśliwych tych zakłóconych czasach, starali się obranemu i ukoronowanemu przez nas panu posiłkować dla uspokojenia i zgody, to mało kto z nas niewinnym się okaże, a ten, który stoi przed Waszą kr. Mością także nie okaże się czystym.
Jakiekolwiek są względem nas winy króla Augusta, które nieznajomości praw naszych w części przypisać potrzeba — bardzobyśmy się okazali lekkomyślnymi, gdybyśmy nie proponując porozumienia z tronu go zrzucali.
— Jakto? — żywo przerwał Szwed, zwracając się