Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Za Sasów 02.djvu/140

Ta strona została uwierzytelniona.
VII.

Czasu znowu upłynęło niemało...
Szwedzi i Sasi uganiali się za sobą po nieszczęśliwej Rzeczpospolitej; Karol nareszcie elekcją Leszczyńskiego przyprowadził do skutku i generał Horn dopilnował, aby się wszystko odbyło bez oporu. Zrzucony z tronu August czekał na posiłki od Cara Piotra i ścigany, nękany, ponosząc klęski i straty upierał się jeszcze. Tymczasem Karol zmierzał już ku dziedzicznym krajom Saskim. Kurfirst, który dotąd znosił z pozorną przynajmniej pogardą na czole wszystkie ciosy, jakie mu zadawał straszny przeciwnik jego, stawał się zadumanym i posępnym. Dwór jego szeptał, że w izbach, które zajmował w pochodach, znajdowano często w drzazgi połamane sprzęty, porwane żelazne łańcuchy, jak gdyby na czemś potrzebował wywrzeć gniew swój i złość, tak pracowicie skrywaną.
Fleming nawet z obawą przestępował próg jego sypialni, z której dwakroć wyniesiono tak pobitą i zgniecioną czeladź, że się jej już dotrzeźwić nie było podobna. Dla obcych wszakże August miał zawsze na zawołanie uśmiech i jasne oblicze, o wojnie oprócz z Flemingiem i kilku generałami nie mówił nigdy, o politycznych swych planach tylko z jednym Patkulem.
Oczekiwano znowu na posiłki z Moskwy obiecane. August niecierpliwy sam się udał na przyjęcie ich do wojska swego i od dni kilku stał za Piotrkowem we wsi Barszczewie, dziedzictwie pana stolnika Barszczewskiego.
Oprócz posiłków, wyglądał tu także swego nieodstępnego, jedynego powiernika Fleminga, tak rozdrażniony, niespokojny, poruszony, że Constantini na-