wystąpiły do walki korpusy jazdy, względnie mało użytecznej w tych warunkach.
Wracam jednak do huzarskiego patrolu, którego historja zakończyła się dla mnie brdzo przykrą sceną. Do plebanji jurkowskiej przyprowadzono mi wziętych jeńców na przesłuchanie. Jeden z nich był całkiem zdrów, drugi leżał na wozie, napełnionym słomą, z przestrzeloną piersią. Podoficer, który ich przyprowadził, zameldował mi przytem: „Obaj są z Litwy, tak, jak Obywatel Komendant!“
Istotnie! Ten, który wyszedł cało, był chłopem z pod Grodna. Narazie przy badaniu próbował żołnierskich, sakramentalnych słów: „toczno tak“, „nikak niet“, „Wasze Prewoschoditielstwo“. Lecz wkrótce, gdym zaczął mówić z polska po białorusku, stopniała na nim ta powłoka, zaczął mi mówić po swojemu, kłaniając się i tytułując, jak Pan Bóg kazał na wsi litewskiej: „Panoczku“. Dowiedziałem się od niego, że za przełęczą stoi cały pułk huzarów, na który natychmiast kazałem otworzyć ogień z moich dział.
Na pożegnanie mój rodak dostał herbaty i papierosów i, żegnając się już po swojemu: „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus“ — dodał — „Panoczku! a ten druhi, unteroficyr, znaczy się także hradnieński, ale z obywatelów, nie prosty“.
Wyszedłem przed plebanję. Koło wozu stał doktór, który, salutując mi, zameldował:
„Ranny w piersi, już opatrzony, gotów do wysłania dalej“.
Zbliżyłem się do rannego. Na wozie leżał młody, przystojny chłopiec, o kulturalnych rysach twarzy. Twarz trochę kurczyła się od bólu, oddychał ciężko, oczy zaś jego utkwione były we mnie z jakimś pytającym wyrazem.
— Możecie mówić? — spytałem.
— Mogę — odpowiedział — a czy mogę zapytać?
— O co idzie?
— Żołnierze mi mówili, że Pan także z Litwy, czy prawda?
— Tak, jestem z Litwy, z Wileńskiego.
— Ja z Grodzieńskiego, nazwisko moje Stetkiewicz; wolno wiedzieć, jak Pan się nazywa?
— Piłsudski. Miałem w gimnazjum w Wilnie kolegów Stetkiewiczów.
Strona:Józef Piłsudski - Moje pierwsze boje (1925).djvu/146
Ta strona została uwierzytelniona.