Strona:Jan Kudera - Dwa wypadki inkwizycji w Mysłowicach.pdf/16

Ta strona została uwierzytelniona.

obłąkanych, bez przytomności rozumu. W każdym razie mamy takie uczucie, że w śmiertelnych boleściach ludzie ci byliby zeznali, że wykradli ogień z piekła. Jakich tortur stosowano, nie wynika z protokółów, tylko w jednym wypadku dowiadujemy się, że „ostatnie słowa powiedział, gdy leżał rozkrzyżowany na desce“. Ale nie wynika z tego, czy go na desce rozciągano, czy ciało jego szarpano, czy gorącym żelazem przypiekano. Protokóły też ani słówkiem nic o tym nie wspominają, kto próby przeprowadzał. Ale kto zna urządzenia miejskie, ten wie, że właściwym organem do stwierdzenia prawdy był instygator, mający podobne funkcje jak prokurator. Jeżeli się jednak zważy, że instygatorem był jeden z współobywateli miasta, to wątpić można, czy po między obywatelstwem znajdowałby się choć jeden z tak surowym sumieniem. Zresztą męczenie kogo na śmierć nie było wcale honorową sprawą i wymagało pewnej wprawy. Dlatego przyjąć możemy, że właściwe tortury przeprowadzał kat przy pomocy oddanych mu pachołków, a instygator tylko zeznania spisywał. Mogli też być obecni i inni, jak to n. p. czytamy o ks. plebanie Goleniowskim, który Krzysztofa Głodka przestrzegał, aby nikogo nie brał na swoją duszę, mianowicie tego sołtysa brzęczkowskiego, bo taki sołtys był bądź jak bądź już trochę znaczniejszą figurą, zwłaszcza sołtys brzęczkowski, który był spokrewniony z Kuźnikami roździeńskimi.