Strona:Jana Lama Kroniki lwowskie.djvu/268

Ta strona została przepisana.

się zresztą, że pogłoska ta tyczyła się właściwie nie hr. Gołuchowskiego, ale hr. Golejewskiego.
Na drugi dzień — podobno we wtorek — gruchnęła znowu wiadomość, że między większością delegacji polskiej w Radzie państwa a ministerstwem przyszło do gwałtownego starcia. Rzecz miała się tak: P. Giskra, dla częściowego przynajmniej zaspokojenia potrzeb narodowości polskiej w Galicji, chciał koniecznie wydać rozporządzenie, ażeby pomalowano na biało czarną kawkę, znajdującą się na tarczy herbowej nad gmachem prezydjalnym c. k. namiestnictwa, pole zaś niebieskie ażeby zamieniono na amarantowe. W rozporządzeniu co do kawki miało stać wyraźnie: Man soll ihnen überhaupt alles mögliche weiss machen. Sprzeciwił się temu pewien delegat podkarpacki, twierdząc bardzo słusznie, że tak daleko idące koncesje autonomiczne mogłyby sprowadzić przedwczesne zawikłania w Europie i osłabiłyby niezmiernie mocarstwowe stanowisko monarchii Austrjackowęgierskiej, a Polacy na to nigdy zezwolić nie mogą, bo postanowili sobie podporządkować wszystkie swoje interesa interesom tego stanowiska rzeszy Rakuzkiej. P. Giskra tłumaczył mu, że kawka, choć pomalowana na biało, nigdy nie będzie orłem, a ów delegat wziął to za osobistą aluzję, ba ma mieć o sobie to niezłomne przekonanie, że jest orłem, chwilowo tylko przemienionym w innego ptaszka, daleko jeszcze mniej drapieżnego od kawki. Odparł tedy żwawo p. ministrowi, iż nawet dudek w danych okolicznościach może się stać niebezpiecznym orłem. Ztąd przyjść miało do scysji, aż w końcu dr. Giskra dał się przekonać. I tak tedy autonomiczny nasz gawron zostanie gawronem, jedność i potęga monarchii nie poniesie szwanku, a dziennikarze, choćby zżółkli i zzielenieli od złości, nie zmuszą posła Bocheńskiego, by był orłem, kiedy mu się nie chce!
Jednakowoż (jeżeli to wszystko NB. jest prawdą, o czem zresztą nawet ja sam wątpię) — to p. Giskra zasłużył sobie na kolosalne wotum nieufności z naszej strony. Jako minister konstytucyjny powinien on bowiem bodaj cokolwiek energiczniej bronić dążeń autonomicznych, określonych w rezolucji sejmowej, przeciw niepohamowanym uroszczeniom centralistycznym naszych pp. delegatów. P. Giskrę uważamy za człowieka, prawego w gruncie i sumiennego, i dlatego spodziewaliśmy się, że ujmie się za nami, skoro nas tak ze wszystkich stron krzywdzą. Jużci nie wymagamy od niego, ażeby się poświęcił dla naszej sprawy, n. p. ażeby się naraził na wytoczenie procesu ze strony hr. Golejewskiego, ale ponieważ słychać, że p. minister jest w przyjaźni z tym szanownym posłem kołomyjskim, to możeby mógł przedstawić mu w cztery oczy, że coś przecie dla Galicji koniecznie uczynić wypada! A jeżeli już nie hr. Golejewskiego, to przynajmniej którego z mniej nieugiętych delegatów, n. p. posła Rogawskiego, albo Hubickiego, albo Wężyka, mógłby p. Giskra pozyskać dla sprawy rezolucyjnej, a zrobilibyśmy go za to honorowym obywatelem czterdziestu kilku miast galicyjskich i dalibyśmy mu koncesję na budowę tramwaju we Lwowie. Wszak kolej czerniowiecka nie jest jedynym intratnem przedsiębiorstwem po tej stronie Karpat i Litawy!
Trzecia z kolei pogłoska, już nie polityczna, poruszyła do głębi cały tutejszy świat artystyczny. Dano znać, że jeden z dyrektorów Towarzystwa sztuk pięknych postanowił — no, ktoby był myślał? postanowił kupić jaki obraz, znajdujący się na wystawie. Rzecz była całkiem nowa