Strona:Jana Lama Kroniki lwowskie.djvu/278

Ta strona została przepisana.

wypadków w Europie prze jednakowo ku republice. Pocóż my się mamy mozolić? Poczekajmy chwilkę, niech tylko „duch czasu urzeczywistni szczytne demokracji zasady: wolność, równość i braterstwo“, a pocóż nam wówczas rezolucji? Zresztą, dodaje Dz. Lw., gdyby nam nawet dano już raz tę jakąś rezolucje, to tem gorzej dla nas: spotęgowałaby ona tylko prowincjonalizm galicyjski“, — takie są ipsissima verba Dz. Lw. — „zwłaszcza, gdyby wykonanie i wprowadzenie autonomii tej przypadło stronnictwu konserwatywnemu“. Juści nie przypadłoby ono żadnemu innemu, bo innego niemamy w całym kraju. Któreż stronnictwo u nas nie jest konserwatywne? Czy może cech demokratyczny z pp. Żaakiem i Dąbrowskim, i innymi swoimi filarami? Skończyłoby się tedy, według rozumowań Dz. Lw., na każdy sposób na tem, że nadanie większej autonomii dla Galicji, byłoby dla sprawy polskiej szkodliwem. Nie potrzeba tedy zgromadzeń ludowych, ani zgromadzeń wyborców, ani wotów nieufności, nie potrzeba rezolucji, tylko wolności, równości i braterstwa.
Gotuje się wypadek niezmiernej doniosłości w świecie galicyjskim. W Krakowie, w tym Rzymie polskim, pojawić się ma — Djabeł! Co najciekawsza, to że Czas donosząc o tem, nie skrapia się święconą wodą, nie żegna się w przerażeniu, ale owszem rekomenduje syna piekieł jako bardzo przyzwoitego młodzieńca, który ukaże się wkrótce światu jako nowy dziennik humorystyczny, redagowany przez Koroniarza. Być może, że tę szczególną łaskę bogobojnego Czasu zaskarbił sobie Djabeł psotą, jaką wypłatał Krajowi jeszcze przed swojem narodzeniem. Oto podchwyciwszy dokładnie styl artykułów, w których Kraj oświadczał się raz za polityką utylitarną, to znowu za polityką zasad, Djabeł ułożył przepyszne potpourri dziennikarskie, w którym dowodzi przez a + b, że potrzeba trzymać się na przemian utyliratyzmu i zasadniczości. Jedyną tę w swoim rodzaju rozprawę teoretyczno polityczną podsunął Djabeł Krajowi tak zręcznie, że ten bez wahania wydrukował ją jako artykuł wstępny. Obecnie, przez fałszywy wstyd, redakcja nie chce się przyznać, że wypłatano jej takiego figla, i twierdzi, że sama napisała i umieściła tę satyrę na swoje poprzednie prace.
Na zakończenie, muszę opowiedzieć wypadek, który świadczy, jak mocno pobratymcy nasi, Słowianie rakuscy, wyprzedzili nas w poczuciu narodowej przynależności do Austrji. Jakiś uczony czeski pisze żywoty „wielkich mężów rakuzkich“ i udał się do poety K. U. z prośbę, by mu dostarczył wskazówek do biografii mężów tego rodzaju, pochodzących z Galicji. Jeremi nasz odpowiedział, że wskazówki jakie on dać może pod tym względem, nie mogą być miłe patrjotycznemu uczuciu rakuzkiemu, bo wie tylko o Bemie, który zawsze bardzo źle obchodził się z Rakuszanami, i o Teofilu Wiśniewskim, którego Rakuszanie powiesili. Przypuszczam, że odpowiedź ta musiała uczonemu Czechowi dać wiele do myślenia.

(Gazeta Narodowa, Nr. 152. z d. 20. czerwca r. 1869.)