Strona:Jana Lama Kroniki lwowskie.djvu/87

Ta strona została skorygowana.

jak się ma tłumaczyć, a nie chce wprost odwołać tego, co już raz za pomocą czcionek i czernidła drukarni p. Kirchmajera wyszło na widok publiczny. Kto ma na głowie tak trudną i skomplikowaną sprawę, jak kupno Niepołomic, Janowa i t. p., temu trzeba wybaczyć niejeden lapsus calami, tembardziej, że Czas i tak już zasługuje na szczere współczucie, z powodu uznania, jakie niechcący znalazł u Słowa.
Dziwna rzecz, że Gazecie Narodowej nigdy nie wydarzyło się jeszcze, by pisma moskiewskie wspomniały o niej inaczej, jak tylko z największą nienawiścią. Onegdaj znowu oświadczyło Słowo, iż sogłasno z Dziennikom Lwowskim, złocieczenia i chały Narodowki uważajet za najbolszu pochwału dla tich, protiw katorych oni sut wymiereny. Jeden z kolegów moich, „ultrasów i renegatów russkich“ wytłumaczył mi, że sogłasno znaczy: zgodnie, a chuły, to są bluźnierstwa, i że mówi się: protyw katorych, zamiast: protyw kotorym, ażeby objawić poczucie jedności wielkorusskiej. Podzieliwszy się temi filologicznemi wiadomościami z szanownym czytelnikiem, mam nadzieję, że wraz ze mną rozumie on, jak wielki despekt wyrządziło Słowo Gazecie Narodowej. Jak to, zacny organ, rewindykujący lisy i pasowyska, organ, który od tylu lat dowodzi dwa razy na tydzień, że Polska umarła na wieki, i że Lwów leży w ziemi russkiej tak dobrze, jak Woroneż, Niżny Nowgorod lub Wiatka, organ, który sam jeden reprezentuje nrawstwienne (moralne) zjednoczenie się Galicji z macierzą jej, Moskwą, organ liczący Szelę i Chomińskiego w poczet swoich świętych, sogłasno z Dziennikiem Lwowskim rzuca Gazecie w twarz taką obelgę, a papier, na którym drukuje się obecna kronika, nie jest jeszcze rumianym od wstydu, a publiczność jest jeszcze tak marnotrawną, że płaci ośm centów za numer Gazety, podczas gdy egzemplarz Dziennika Lwowskiego, i to najsogłasniejszy, kosztuje tylko cztery!
Chochlik skorzystał po swojemu ze sprawy sprzedaży dóbr galicyjskich, ułożył ją w operetkę p. t. Piękna Subwencja, na wzór Offenbachowskiej Pięknej Heleny. Już to Chochlik dotknął wiele osób, niemających żadnego udziału w tej osławionej sprawie. Treścią tej operetki jest, że archonci greccy sprzedają bankierowi Mojszelidesowi biedną sierotę, Niepołomię, zostającą pod opieką ubogiej zadłużonej wdowy, Kamery, podczas gdy kapłani Opinii publicznej usypiają tę ostatnią wstępnemi artykułami, za co otrzymują w darze czarodziejską nimfę, Piękną Subwencję. Pieczołowitość tych kapłanów, opiewanych w Chochliku, o dobro Kamery, nie jest zresztą jedynym w kraju wyjątkiem. Nietylko „oni opozycja“ pytają tak trwożliwie, czem p. Brestel pokryje niedobór na r. 1868, jeżeli nie sprzeda dóbr krajowych? Oto niedawno umarł w zachodniej Galicji szlachcic, który zapisał swoją wieś kuzynowi, pod warunkiem, aby się ożenił z jego siostrzenicą. W razie niedotrzymania warunku, wieś ma być sprzedaną, za cenę kupna mają być nabyte papiery państwowe, i mają być spalone. Komisja kontroli długu państwa prenotowała się oczywiście w tabuli z prawami państwa do spadku. Dodać należy, że ów szlachcic, jakkolwiek nie był członkiem lwowskiego Wydziału powiatowego, napisał swój testament po niemiecku. Otóż mamy dowód prawdziwego patrjotyzmu przedlitawskiego. Nie można wątpić, że gdyby udało się krajowi uratować swoje dobra od sprzedaży, znajdą się u nas patrjotyczni właściciele wielkich majątków, którzy przejęci na wskróś argumentacją Czasu o rozległych