Strona:Janusz Korczak - JKD - Internat. Kolonje letnie.djvu/123

Ta strona została uwierzytelniona.



1. Koloniom letnim zawdzięczam wiele. Tu po raz pierwszy spotkałem się z gromadą dzieci, i w samodzielnej pracy poznałem abecadło praktyki wychowawczej.
Bogaty w złudzenia, ubożuchny w doświadczenie, sentymentalny i młody, sądziłem, że będę mógł wiele, bo wiele pragnę.
Wierzyłem, że łatwo zaskarbić sobie miłość i zaufanie dziecięcego światka, że należy dzieciom na wsi zupełną pozostawić swobodę, że obowiązkiem moim w stosunku do wszystkich być jednakowym, że życzliwość rychło wywoła skruchę w każdym nieletnim grzeszniku.
Czterotygodniowy pobyt na kolonii pragnąłem uczynić dzieciom „suteryn i poddaszy“ „wstęgą wesela i radości“ bez jednej łzy.
Biedni wy, mili towarzysze, którzy jak ja wówczas, nie możecie doczekać się chwili, gdy rozpocznie się wreszcie. Żal mi was, jeśli zmrożeni na wstępie, zachwiani w podstawach, sobie przypisując winę, — nie umiecie rychło odzyskać równowagi.
I kusi was głos cudzego doświadczenia: