Strona:Jerzy Bandrowski - Sosenka z wydm.djvu/110

Ta strona została skorygowana.

ka wymknęła się z szopy, stojącej na skraju wioski. Tuż za szopą, już w polu, dzieci porzuciły zdychające zwierzę, pobiegły chyłkiem przez pola, i zatoczywszy krąg, wróciły jakby nigdy nic od strony zatoki, tworząc sobie w ten sposób „alibi“.
Tu trzeba dodać, iż w ciemnościach, które na stryszku panowały, i w powszechnem rozgorączkowaniu żadne dziecko nie zauważyło, kto kota pchnął widłami.
Eryk o tem nie wiedział, ale i tak ani na myśl nie byłoby mu przyszło przyznać się do swego postępku. Wielka rzecz — pujka!
Żałosne miauczenie kota wkrótce usłyszano. Zaniepokojone kobiety zaczęły szukać, skąd ono pochodzi, i wnet pujkę znalazły. Biedne, śmiertelnie ranne zwierzę, z nieprzytomnemi z bólu oczami, pełzło zpowrotem ku wiosce, jakgdyby spodziewając się, że tam wśród ludzi znajdzie ratunek.
Zrazu nie wiedziano, co się kotu stało, i usuwano się przed nim, myśląc, że się wściekł. Tymczasem zewsząd schodziły się kobiety, tak iż dokoła pujki zebrała się cała gromada rybaczek, żywo i ze zdziwieniem radzących między sobą, coby to być mogło, bo kot był do tego czasu zupełnie zdrów. Wreszcie przyszła właścicielka kota, obejrzała go, i stwierdziwszy, że ma przetrącony stos pacierzowy, z wielkim lamentem wzię-