Strona:Jerzy Byron-powieści poetyckie.pdf/107

Ta strona została skorygowana.

Kto raz spadł z niebios, już się nic nie lęka:

1130 
Mniejsza, gdzie spadnie, wie, — że wszędzie męka.

»Widzę kapłanie, że tobie obrzydłem:
Drżysz i odwracasz oczy pełne trwogi.
I tegom dożył, żem stał się straszydłem!
Jestem dla ludzi jako ptak złowrogi!

1135 
Prawda, że miałem drapieżność jastrzębia,

Żem latał niszcząc i lejąc krwi strugi;
Alem się uczył kochać od gołębia, —
Umrę, nie znając co kochać raz drugi.
Dobrzeby było nieraz ludzi dumnych

1140 
Uczyć przykładem ptaków bezrozumnych!

Słowik, co w gajach nuci z wiosny porą,
Łabędź, co zdobi błękitne jezioro,
Małżonkę sobie jednę tylko biorą.
Niechaj trzpiot z licznych miłostek się chwali,

1145 
Niech tych wyśmiewa, co w miłości stali,

Niech sobie cacek szuka coraz innych:
Ja mu nie zajrzę tych uciech dziecinnych.
Lecz u mnie człowiek lekki i przewrotny
Mniej wart niżeli ów łabędź samotny,

1150 
Stokroć mniej niźli nieszczęsna dziewczyna,

Którą uwiódłszy zdrajca zapomina.
Nie, ta na sercu mem nie cięży wina!
Leilo! byłaś myśli moich treścią,
Moją rozkoszą i moją boleścią;

1155 
Tyś była cnotą, ty zbrodniami memi,

Nadzieją w niebie — i wszystkiem na ziemi!
Tak piękna, jak ty, nie była stworzona;
A jeśli jest gdzie, już nie dla mnie ona.
Nie chciałbym widzieć na ziemi i w niebie

1160 
Podobnej tobie, chyba samą ciebie.

Życia mojego okropne wypadki,
Łoże śmiertelne przyzywam na świadki,
Że ciebie dotąd kocham, jak kochałem...
Ty jesteś lubym mego serca szałem.