Krok bardziej drżący, twarz jej bardziej blada.
Spojrzała dziko... w tym wzroku wyczytał
To słowo: »umrzesz!« — i o nic nie pytał.
»Tak! dziś masz umrzeć — lecz jest sposób, który...
— »Ja go nie widzę, — umiem znieść cierpienia,
Com rzekł, powtarzam, — Konrad się nie zmienia.
Lecz skąd chęć w tobie ocalić zbrodniarza,
Gdy go świat cały potępia, spotwarza,[1]
Sam wiem, że słusznie zasłużyłem na nie?«
— »Skąd ta chęć we mnie? — ty mię pytasz o to?
Któż mię wybawił, ustrzegł przed sromotą?
Skąd ta chęć we mnie? — Tak ci więc z mąk długich
Że chcesz, bym sama, chociaż wstydem płonę,
Zrywała z serca skromności zasłonę?
Tak jest! — pomimo twych zbrodni,ja czuję
Wielkość twej duszy; dziwię się, lituję,
Że kochasz drugą, że kocha wzajemnie,
Że może czulsza, piękniejsza odemnie!
Lecz gdzież jest? — czemu cierpień twych nie dzieli?
Czemu się na to, co ja, nie ośmieli?
Byłbyś już wolny, albo ja przy tobie!
Żona korsarza! samym go wyprawić!...
Czemże ta pani ma się w domu bawić?
»Nie marszcz brwi! nie czas gniewać się za słowo,
Jeśli chcesz działać, — jeśliś działać zdolny,
Masz, weź ten sztylet — pójdź, a będziesz wolny!«
— »Mam iść? — zaprawdę, w brzęczących okowach
Piękniebym stąpał po ich sennych głowach!
- ↑ w. 1549 dodany przez tłumacza.