Strona:Jerzy Byron-powieści poetyckie.pdf/64

Ta strona została skorygowana.

Nim dzień przeminął — pierwszy dzień nicestwa,
Ostatni trudów i bólów jestestwa, —
Nim śmierć, ostatniem przyciśnieniem ręki,
Zgładziła rysy, gdzie chronią się wdzięki;

75 
Kto pomni twarz tę anielsko-łagodną,

Tak zimno piękną, tak smutnie pogodną!
Zda się w letargu zasypiać głęboko,
Zda się być żywą — gdyby nie to oko,
Gdzie już nie świeci ni łza, ni namiętność,

80 
Gdzie mieszka zimna, wieczna obojętność,

I straszy widzów i serca im studzi,
I z oczu trupa wpada w serca ludzi;[1]
Gdyby nie wzrok ten, nim pierwszy dzień minie,
Nim ta godzina, — w tej jeszcze godzinie

85 
Śmierć tak łagodnie, niewidomie władnie,

Że jej tyraństwa nikt zrazu nie zgadnie!
Dziś do tej twarzy Grecyja podobna:
Martwa oddawna, lecz dotąd nadobna.
Jej widok ziębi, jej wdzięk do łez wzrusza,

90 
Bo już piękności nie ożywia dusza.

Jej wdzięk jest tylko uśmiech, pozostały
Na chwilę w ustach, co ducha oddały,[2]

    smutne czyni wrażenie ta dziwna piękność, która (z nielicznemi wyjątkami — B.) kilka godzin po zgonie zdobi jeszcze twarz martwą, ale kilka godzin tylko. Godna uwagi, że człowiek, zabity kulą, ma pospolicie na twarzy wyraz żałości, chociażby za życia był śmiałego i dzikiego charakteru (w oryg.: »bez względu na naturalną energję charakteru zabitego«); przeciwnie postać człowieka przebitego sztyletem wyraża boleść i tchnie dzikością« (B. M.).
    Na podstawie tych słów oskarżano Byrona o dokonanie własną ręką morderstw i o podawanie tych szczegółów z doświadczenia.

  1. w. 82. W oryg.: »jakgdyby chciała się z nimi podzielić znajomością losu, którego się lęka, ale o którym wciąż rozmyśla«.
  2. w. 93—7. W oryg.: »lecz piękne z tym straszliwym rumieńcem (bloom), tą krasą, która ściga je, jak widmo, do