Strona:John Galsworthy - Posiadacz.pdf/452

Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ IX.
POWRÓT IRENY

Pozostawiwszy Jamesa i starego Jolyona w trupiarni szpitalnej, wypadł Soames na ulicę i włóczył się po mieście bez celu.
Tragiczna śmierć Bosinney’a przeistoczyła cały splot wydarzeń. Nie miał już poprzedniego uczucia, że każda stracona chwila może być fatalną, ryzykownie też byłoby powiedzieć komukolwiek o ucieczce żony, dopóki nie ukończy się śledztwo.
Dnia tego wstał wcześnie, przed przyjściem listonosza, sam wyjął pierwszą pocztę ze skrzynki i jakkolwiek nie było nic od Ireny, wykorzystał okazję, aby powiedzieć Bilson, że jej pani jest nad morzem i że prawdopodobnie on sam pojedzie tam spędzić z nią koniec tygodnia, od soboty do poniedziałku. Dało mu to czas do działania, czas na przewrócenie kamienia każdego do góry spodem, aby wreszcie ją odnaleźć.
Teraz jednak, kiedy śmierć Bosinney’a uniemożliwiła mu przedsiębieranie jakichkolwiek kroków — dziwna ta śmierć, o której myśl była przykładaniem rozpalonego żelaza do serca, zdejmowaniem zeń przytłaczającego ciężaru — nie wiedział, czem ma zapełnić ten dzień. Błąkał się więc tu i owdzie po ulicach, przyglądając się każdej spotkanej twarzy, targany tysiącem niepokojów.
Podczas bezcelowej tej włóczęgi myślał o tym, który ukończył już doczesną swoją wędrówkę i który nigdy już nie będzie nachodził jego domu.
W godzinach popołudniowych rzuciły mu się w oczy pierwsze klepsydry, ogłaszające tożsamość zabitego, kupił też kilka pism, żeby przekonać się co one o tem mówią. Postanowił zatkać im gęby, o ile tylko będzie mógł. Udał się do City i zamknął się na długi czas z Boulterem.