zawracały im głowy, to obawiać się było można, czy tego nie uczyni Chambertin z 1863 roku.
Po śniadaniu wrócono do obserwacji.
Naokoło pocisku trzymały się w jednakiej zawsze odległości wszystkie przedmioty z niego wyrzucone. Widocznie kula w swoim ruchu postępowym naokoło księżyca nie przebyła żadnej atmosfery, bo ciężar gatunkowy tych różnych przedmiotów byłby już zmienił ich posuwanie się w przestrzeni.
Od strony kuli ziemskiej nic nie było widać. Ziemia liczyła dopiero dzień jeden, bo dnia poprzedzającego o północy była na nowiu, a dwa dni miały jeszcze upłynąć, zanim jej sierp, uwolniony od promieni słonecznych, będzie mógł Selenitom służyć za zegar, — bo w swoim ruchu wirowym, każdy jej punkt przechodzi zawsze we dwadzieścia cztery godzin później przez ten sam południk księżyca.
Od strony księżyca widok był odmienny; gwiazda świeciła w całym swym blasku w pośród niezliczonych konstellacij, których czystości nie mogły przyćmić jego promienie. Na tarczy płaszczyzny nabierały już tej ciemnej barwy, jaka się z ziemi spostrzegać daje. Reszta pozostała błyszczącą, a wpośrodku tego iskrzenia się ogólnego, góra Tycho odznaczała się jeszcze jak słońce.
Barbicane nie mógł w żaden sposób oznaczyć prędkości pocisku, lecz rozumowanie go przekonywało, że szybkość ta jednostajnie zmniejszać się musiała, odpowiednio do praw mechaniki analitycznej.
Strona:Juliusz Verne-Podróż Naokoło Księżyca.djvu/240
Ta strona została skorygowana.